Meghan Markle i książę Harry na dobre wycofali się z rodziny królewskiej. Wydali oświadczenie, które zaczęli słowami: "Zamierzamy wycofać się jako 'starsi' członkowie rodziny królewskiej i starać się o niezależność finansową". Swoją decyzję podjęli "po wielu miesiącach refleksji i wewnętrznych dyskusji". Zaskoczona postępowaniem wnuka królowa Elżbieta II musiała działać. Zwołała specjalne spotkanie w swojej posiadłości w Sandringham w Norfolk, które media określiły mianem "Szczytu w Sandringham".
Na debacie, oprócz królowej, pojawili się książęta Harry, William i Karol. Meghan, która przebywa obecnie z synem Archiem w Kanadzie, miała połączyć się telefonicznie. Tak się jednak nie stało. Okazało się bowiem, że Elżbieta II nie wyraziła zgody na taki sposób komunikacji. A to wszystko ze względów bezpieczeństwa. Królowa przestraszyła się bowiem podsłuchów i tego, że informacje wagi państwowej trafią w niepowołane ręce.
- To była bardzo poufna rodzinna dyskusja, a nie połączenie konferencyjne - twierdziła osoba z dworu.

Na jaw wychodzą jednak kolejne fakty. Rzecznik pary z Pałacu Kensington zaprzeczył doniesieniom, jakoby Meghan zabroniono łączenia się z królową. Ostatecznie Sussexowie uznali bowiem, że "obecność księżnej nie jest niezbędna". Sprawę z Elżbietą II, również w jej imieniu, miał załatwić Harry.
