aktualizacja 

"Skazane. Historie prawdziwe". O Halinie, co kredyty brała

368

W o2.pl w ramach cyklu #wczytajsię prezentujemy wam fragment książki "Skazane. Historie prawdziwe", Katarzyny Borowskiej i Anny Matusiak-Rześniowieckiej, która właśnie trafiła do księgarń w całym kraju.

"Skazane. Historie prawdziwe". O Halinie, co kredyty brała
(iStock.com)

On przychodził do niej każdego miesiąca, kiedy zamknęli ją po raz pierwszy. Przychodził elegancki. Regularnie. Punktualnie.
Wiedział.

Ona każdego miesiąca cieszyła się na spotkanie z nim. Tego dnia starała się wyglądać pięknie. Czyste, długie włosy. Delikatny makijaż. Jego obecność dawała siłę na przetrwanie.
Nie wiedziała.

Z czasem było mu coraz trudniej. Wiedział, że prosto z Grochowa jedzie do tamtej kobiety.

Z czasem było jej coraz łatwiej, czuła, że on mimo wszystko jej nie opuści.

– Byliśmy dobrym małżeństwem. Dzieci wiedziały wcześniej. Nie chciały mi mówić. Bały się, żebym się nie załamała. Mąż nadal twierdzi, że mnie kocha.
– A ty? Kochasz go?
– Kocham go, ale nie ma powrotu.

– Kim jestem? Przede wszystkim babcią. Byłam… dobrą żoną.

W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej z art. 286 § 1, z art. 294 § 1, z art. 270 § 2, z art. 191 § 1 skazuję oskarżoną na karę 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.

Anna i Katarzyna: Ile masz lat?
Halina: 62.

Jak długo tu jesteś?
Będzie niedługo rok i sześć miesięcy.

A jaki masz wyrok?
Pierwszy – to właśnie będę kończyła – rok i sześć miesięcy, a drugi mnie czeka – cztery lata.

Aha. Czyli masz dwa wyroki?
Teraz czekam na łączny. I zobaczymy. Mam nadzieję, że będzie dobrze, jak połączą.

Jak jest wyliczany ten łączny wyrok?
W zależności, jak sąd do tego podejdzie. Oni coś odliczają, wliczają to, co siedziałam. Generalnie to jest na korzyść skazanej.

Na ile się nastawiasz?
Mnie się wydaje, że dwa lata.

Pamiętasz dzień, kiedy cię tu przywieźli?
Oczywiście. Tego się nie zapomina. Tym bardziej że mnie przywieźli tu z sądu. Ze sprawy. W pierwszej instancji zostałam uniewinniona. Prokurator odstąpił od zarzutów. Sędzia mnie uniewinniła. Ona prowadziła tę sprawę prawie sześć lat, znała akta bardzo dokładnie.

Sędzia ze sprawy odwoławczej prowadził ją trzy miesiące. Skazał mnie na cztery lata i miał tę satysfakcję, że chciał i zamknął mnie prosto z sali. Nikt nie był przygotowany, że pójdę do aresztu. Tego dnia pojechałam tylko usłyszeć wyrok. Nie musiałam tam nawet być. To była sprawa odwoławcza, więc moja obecność nie była obowiązkowa.

Ale byłaś tam i od tego momentu nie wróciłaś do domu?
Tak.

Z jakiego powodu zabrali cię prosto z sali? Czy sędzia jakoś to motywuje?
Nie motywuje. Tylko wydaje wyrok. Nasze prawo przewiduje, że jeżeli jest wyrok do lat trzech, mógłby mnie puścić na czas uprawomocnienia się wyroku. Parę miesięcy byłabym jeszcze w domu. Mogłabym się przygotować. Nawet psychicznie.

Nie dostałam takiej możliwości. Na salę weszła policja, sprowadzili mnie na areszt sądowy i przywieźli tu następnego dnia.

Powiesz nam, czego dotyczyła twoja sprawa?
Oczywiście, że tak. Według prawa popełniłam przestępstwo. Według mnie i mojego mecenasa nie było żadnego przestępstwa. Ja pożyczyłam ludziom zaufanym swoje własne pieniądze. Moje oszczędności, które były udokumentowane.

Pożyczyłaś i co było dalej?
To były trzy miliony złotych. Ale nie, że ja dałam gotówkę. Ja tym ludziom pożyczałam wcześniej. Nie oddawali mi całości. To była umowa spisana na pięć lat, z klauzulą o tajności, czyli przez pięć lat nie mogłam nikomu powiedzieć, że taką kwotę pożyczyłam, bo złamałabym umowę i wtedy tych pieniędzy już by mogli mi nie oddać.

Ja czekałam cierpliwie. Po pięciu latach napisałam do nich, że termin minął i proszę o zwrot moich pieniędzy. Oczywiście przeszło to bez echa. Poszłam do mojego adwokata. Ten wystosował do nich odpowiednie pismo. Założyłam sprawę cywilną. Oczywiście ją wygrałam.

W momencie kiedy zobaczyli, że wyrok jest na moją korzyść, poszli do CBŚ i powiedzieli, że ja sfałszowałam wszystkie dokumenty, umowy. Ta pani przyznała się, że podpisała dwie umowy, a umów było siedem. I zarzut był tego typu, że teraz jest technika komputerowa na wysokim poziomie, że z jednej czy dwóch umów mogłam nanieść na czyste kartki podpisy. Czyli reszta tych podpisów rzekomo nie była jej.

Byli powołani biegli grafolodzy, którzy stwierdzili, że na 99,9 procent to są autentyczne podpisy tej pani. I na pozostałych umowach też są jej podpisy. Ale nowy sędzia podważył wszystkie dokumenty, łącznie z opiniami biegłych i grafologów sądowych.

Owszem – są techniki, że można nanieść, ale w tym przypadku nie. Wszystko zostało obalone. Moi świadkowie, którzy nigdy nie byli karani, zostali opisani jako świadkowie kryminogenni. A mój kolega ze Stanów przyleciał…

Nie możesz się już odwoływać?
Nie. Teraz czekam na wyrok łączny. Potem już tylko Strasburg.

Czyli uzasadnienie wyroku jest takie: fałszowanie dokumentów?
Skazana jestem za fałszerstwo. Chociaż biegli grafolodzy temu zaprzeczyli. Odczułam na sprawie, że sędzia miał do mnie awersję. To się dało wyczuć.

Te dokumenty, które rzekomo sfałszowałaś, dotyczyły?
Umowy pożyczania.

I zarzucono ci?
Oszustwo, że chciałam wyłudzić pieniądze. Tak. Moje własne pieniądze.

Kim byli ci ludzie?
Miałam dwa zakłady fryzjerskie. Ten pan, któremu pożyczyłam, to był mój klient. Pieniądze pożyczyłam pod ziemię, której właścicielką była jego ciotka. Myśmy się znali przeszło 10 lat. On wiedział, że ja mam gotówkę, zresztą nie ukrywałam tego, bo wygrałam w bingo dwa razy po milion złotych.

To też masz udokumentowane? Że wygrałaś?
Oczywiście. Wydruki z banku, zaświadczenie z bingo. Bo mi nikt nie dał tych pieniędzy ot tak. Akurat z wygranej w bingo nie płaciłam podatku do urzędu skarbowego. Dostałam odpowiednie zaświadczenie. Te pieniądze były legalne, mimo wszystko sędzia mnie skazał.

Na sprawie odwoławczej pytał, czy odpowiem mu na pytanie. Ja na to: „Nie ma problemu, odpowiem”. W momencie kiedy ja mu odpowiadałam, mówi do mnie: „Oskarżona kłamie”. Dowiedziałam się, że nie ma prawa tak mówić do oskarżonej. Ja mu delikatnie: „Na jakiej podstawie sąd tak twierdzi? Przecież sądu tam nie było ze mną, a ja mam prawo się bronić”.

On nie wierzył, że miałaś taką gotówkę?
On w nic nie wierzył. Od początku był przekonany, że ja chciałam wyłudzić te pieniądze. Obalał wszystko. Całe uzasadnienie poprzedniej sędzi.

A twój mecenas?
Z urzędu. Ja już pieniędzy nie miałam, żeby płacić. Straciłam wszystko. Sędzia, żeby jeszcze bardziej mnie upokorzyć, mimo że skazał mnie na cztery lata, to obciążył mnie kosztami procesowymi – 15 tysięcy złotych.

Kazał mi zapłacić za grafologów, których powoływał, za adwokata z urzędu. Za dowóz mnie tutaj, 20 złotych, też musiałam zapłacić. Ja byłam wtedy na przerwie wyroku, ze względu na stan zdrowia. Przeszłam trzy operacje. Prosiłam go o 24 godziny, żebym wzięła sobie leki z domu, żebym się przygotowała odpowiednio. Skwitował to ironicznym uśmiechem, mówiąc: „Oskarżona sobie poradzi, bo już w więzieniu była”.

Za co miałaś wcześniejszy wyrok?
Za kredyt.

Co to była za sprawa?
Mnie wtedy pieniądze nie były potrzebne. Naprawdę. Kolega mnie poprosił, żebym mu pomogła w załatwieniu kredytu. On miał sfałszowane zaświadczenie o zarobkach. Wprowadziłam go do koleżanki, żeby mu jak najszybciej ten kredyt załatwiła. I on powiedział potem, że to ja go zaprowadziłam (...)

Dalszą część rozmowy i inne historie poznasz czytając książkę "Skazane. Historie prawdziwe"

Przeczytaj też:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić