Bartosz Kołodziejczyk| 

"To mogło ją zabić". Warszawski SOR okiem internautki

1

Po śmierci na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Sosnowcu otrzymujemy coraz więcej waszych dramatycznych historii. Na dzejesie.wp.pl otrzymaliśmy list od pani Karoliny, której mama trafiła do jednego z warszawskich szpitali.

Problemy w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych
Problemy w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych (Shutterstock.com)

Na prośbę internautki jej imię w publikacji zostało zmienione.

"Szanowni Państwo, chciałabym poinformować was o sytuacji, jaka przydarzyła się bliskiej mi osobie 24 marca. Moja mama około godziny 22 trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy w jednym ze szpitali w Warszawie. Miała problemy z nadciśnieniem, a kilka dni wcześniej złamała rzepkę w kolanie" - tłumaczy internautka w wiadomości wysłanej na dziejesie.wp.pl.

"Zastrzyku nie otrzymała"

Według dalszej relacji w liście, nasza czytelniczka dotarła na SOR około godziny 23. "Czekałam pięć godzin na informację co z mamą. Nikt się nie pofatygował, nikt nie chciał nic powiedzieć, a ja nie wiedziałam czy mama jest już w szpitalu czy co się z nią dzieje. Obsługa medyczna? Nikogo nie było. Lekarze byli w swoim pokoju i spali. Po godzinie 2 w nocy pojechałam do domu by z samego rana powrócić do szpitala. Dopiero po 12 udało mi się dostać do lekarza, który zaprowadził mnie do mamy. Okazało się, że ma zapalenie pęcherza i skacze jej ciśnienie. Mama była po tym złamaniu i musiała otrzymywać specjalne zastrzyki na rozrzedzenie krwi. Jak się okazało, nawet tego zastrzyku nie otrzymała, a była już 14. Nikt się nią do tej pory nie interesował" – zaznacza internautka.

"Sama musiałam nakarmić mamę. Nikt nie zrobił tego wcześniej. Nie tylko mama czekała głodna, bez niczyjej pomocy i zainteresowania. Nakarmiłam ją, przypilnowałam by podano jej zastrzyk i szybko pojechałam do domu by przygotować się na jej powrót do domu. Mieli ją przywieźć karetką. Czekałam kilkanaście godzin. Zasnęłam około 2 w nocy, ale nikt do drzwi ani na telefon nie dzwonił. Wiedziałam tylko, że „dziś mamę przywieziemy”, tak mi mówili. Obudziłam się wczesnym rankiem. To był już wtorek. Mamę mieli przywieźć jeszcze w poniedziałek. Zadzwoniłam na SOR i okazało się, że ktoś o 22 podał mamie drugi zastrzyk na rozrzedzenie krwi. Strasznie spadło jej ciśnienie i zostawili ją na noc. To mogło ją zabić, nie powinna dostać dwóch takich zastrzyków dziennie" - podkreśla w liście pani Karolina.

"W szpitalu po trzech dobach"

Jak dalej czytamy w liście, internautka po tej sytuacji udała się do szpitala. "Spędziłam z mamą cały dzień. Do szpitala przyjęto ją dopiero po trzech dniach. To nie powinno tak być. Gdyby nie ja, to przez te trzy dni nikt by się nią nawet nie zainteresował" - czytamy w zakończeniu.

Ze względu na przyjętą 10 maja 2018 roku ustawę o Ochronie Danych Osobowych szpital odmówił komentarza, powołując się na tajemnicę informacji, chroniącą pacjenta.

Wasze relacje

Pani Karolina nie jest pierwszą naszą czytelniczką, która chciała podzielić się swoją historią związaną z polską służbą zdrowia. W ubiegły piątek pisaliśmy także o zaniedbaniach, które według relacji innej internautki, miały mieć miejsce w Sosnowieckim Szpitalu Miejskim.

Ty również doświadczyłeś nieprzyjemnej sytuacji na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym? Poinformuj nas przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także: Zobacz także: Ostra krytyka Tuska. Dworczyk: za bardzo lubię Anglików
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić