To nie wszystko. Amerykanie "bardzo dobitnie" ostrzegli Polaków, że jeśli nasza prokuratura zacznie ścigać na podstawie ustawy o IPN jakiegokolwiek obywatela USA, skutki będą "dramatyczne". Chodzi przede wszystkim o Jana Tomasza Grossa, autora kontrowersyjnych książek obciążających Polaków współodpowiedzialnością za Holokaust.
Ultimatum zostało sformułowane przez wysokiej rangi oficjeli amerykańskich na spotkaniu z polskimi dyplomatami. O szczegółach informuje Onet, który dotarł do notatki polskiej ambasady w Waszyngtonie. Powstała 20 lutego, czyli dwa tygodnie po podpisaniu przez prezydenta ustawy o IPN i skierowaniu jej do Trybunału Konstytucyjnego oraz trzy dni po głośnym wystąpieniu premiera Mateusza Morawieckiego w Monachium, gdzie mówił m.in. o "żydowskich sprawcach" Holokaustu.
Dyplomaci naszej ambasady spotkali się z trzema ważnymi przedstawicielami administracji USA. To: Molly Montgomery, specjalna doradczyni wiceprezydenta USA Mike'a Pence'a do spraw Europy i Rosji, Thomas K. Yazdgerdi, odpowiedzialny w Departamencie Stanu za kwestie dotyczące Holokaustu oraz A. Wess Mitchell - kluczowa postać na tym spotkaniu, jeden z najbliższych współpracowników szefa dyplomacji USA Rexa Tillersona.
To właśnie on miał być najostrzejszy wobec Polaków i postawić ultimatum. Argumentował, że ustawa o IPN jest nie do przyjęcia dla USA, bo uderza w wolność wypowiedzi.
Co na to Kaczyński?
Z informacji Onetu wynika, że notatka o spotkaniu "błyskawicznie" trafiła na biurka premiera Mateusza Morawieckiego oraz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Szef rządu natychmiast się zorientował, że retorsje ze strony amerykańskiej administracji to nie przelewki, a stosowanie ustawy o IPN może doprowadzić do potężnego kryzysu w relacjach z USA. Stąd niemal natychmiastowe polecenie, by z misją dyplomatyczną do USA udał się wiceminister spraw zagranicznych Marek Magierowski.
Reakcja Kaczyńskiego była odmienna. Prezes PiS miał się nią nie przejąć, co więcej - uspokajał Morawieckiego, który miał mu osobiście tłumaczyć konsekwencje wejścia w życie ustawy o IPN dla relacji z Ameryką. Właśnie wtedy miała powstać koncepcja "zamrożenia" ustawy i prezes PiS na nią przystał.
Reakcja rządu
Do doniesień na temat notatki błyskawicznie odniósł się wiceszef MSZ Bartosz Cichocki. - To nieprawda. Nie było żadnego ultimatum tego rodzaju. Strona USA wyrażała zaniepokojenie, pytania o ustawę o IPN jeszcze na etapie projektu. Ma nadal swoje wątpliwości, jesteśmy w kontakcie z dyplomatami amerykańskimi. Nie ma w tych kontaktach języka ultimatów - mówił w TVN24.
Cichocki ocenił, że "prawdy w tym artykule jest tyle, że nasza ambasada w Waszyngtonie spotyka się z dyplomatami USA, że wysyła do Warszawy notatki". Jak stwierdził, ktoś próbuje "mącić".
- Posługiwanie się takimi notatkami w kontaktach z prasą nie tylko jest łamaniem prawa i powinno się spotkać z zawieszeniem poświadczeń bezpieczeństwa przez kontrwywiad dla tych osób, ale jest też dowodem skrajnej nieodpowiedzialności. Ktoś próbuje zrzucić winę za własne niedopatrzenia na MSZ. Akurat jest to na pograniczu śmieszności - dodał wiceminister.
Rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska zapewniła z kolei, że "dwustronna współpraca strategiczna z USA nie jest zagrożona", a kontakty dyplomatyczne "pozostają na dotychczasowym poziomie".
"Ostrzegawcza" notatka
Kilka dni temu media donosiły, że rząd PiS wiedział, co może oznaczać przyjęcie ustawy o IPN. Na jaw wyszła "ostrzegawcza" notatka ze spotkania przedstawicieli MSZ z amerykańskimi dyplomatami, do którego doszło 19 stycznia w Warszawie. W zagadkowy sposób dotarła do kluczowych osób w państwie z dużym opóźnieniem - już po sejmowym głosowaniu, które odbyło się 26 stycznia.
Nowelizacja ustawy o IPN wprowadza kary grzywny lub więzienia do lat trzech za przypisywanie polskiemu narodowi lub państwu odpowiedzialności m.in. za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.