Do zdarzenia doszło w sierpniu 2014 r. Historię kobiety opisuje "Fakt". Hallmann jadła z dziećmi obiad. Nagle zza okna dobiegł krzyk.
- Kto wołał: "Ratunku!". Poderwaliśmy się, żeby zobaczyć, co się stało - relacjonuje. Dwaj jej synowie wybiegli na zewnątrz. Okazało się, że policja ściga jakiegoś mężczyznę.
- Po kilku minutach wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że mój starszy, upośledzony syn idzie w stronę domu i nagle osuwa się na ziemię. Wybiegłam do niego. Półprzytomny leżał pod budynkiem, bo policjant dwukrotnie poraził go paralizatorem - kontynuuje Hallmann.
Gdy spytała, za co tak strasznie potraktowano jej syna, jeden z policjantów miał wepchnąć kobietę na klatkę schodową i zacząć katować. Miał też chwycić kobietę za włosy i wielokrotnie uderzać ją głową o ścianę.
- Później przyszedł drugi i zaczął okładać mnie pałką - dodaje Hallmann.
Policjaci wywlekli kobietę na podwórko i tam zostawili. To, jak poturbowana leży na ziemi, nagrali mieszkańcy sąsiednich budynków.
Obdukcja potwierdziła obrażenia. W momencie zajścia Hallmann była w pierwszym trymestrze ciąży. Kilka dni po pobiciu kobieta poroniła.
"Śmieją się ze mnie, wytykają palcami"
Gdy dowiedziała się, że została oskarżona o użycie przemocy wobec policjantów, była w szoku. Sprawa ciągnęła się cztery lata. Kilka dni temu kobieta została skazała na sześć miesięcy ograniczenia wolności i prace społeczne. Ma też zapłacić każdemu z policjantów po 250 zł.
Jak to możliwe? - Nigdy nie miałam żadnych konfilktów z prawem, a teraz muszę żyć z piętnem przestępcy. Policjanci, którzy mnie skatowali, śmieją się ze mnie bezczelnie i wytykają palcami - mówi Hallmann.
I dodaje: "Zawiniłam chyba tym, że zapytałam policjantów, dlaczego porazlili paralizatorem mojego upośledzonego syna. Za to pobili mnie pałką i tłukli moją głową o ścianę".