Do zdarzenia miało dojść w poniedziałek ok. 14. Prezes wracał wówczas z festiwalu w Opolu.
Informator relacjonuje, że jego limuzyna zatrzymała się na poboczu drogi nr 45 Opole - Kluczbork, gdyż kierowca chciał tam zawrócić. Nie zasygnalizował tego jednak kierunkowskazem i uderzył w opla astrę. Ten wpadł do rowu.
Prezes TVP jechał skodą superB.
Jak nieoficjalnie dowiedział się "Fakt", policjanci winnym wypadku uznali kierowcę służbowej limuzyny Kurskiego, ale kierowca po początkowej zgodzie na przyjęcie mandatu, zmienił zdanie i teraz sprawą zajmie się sąd.
"Chował się między drzewami"
Jak poinformowali "Fakt" świadkowie zdarzenia, Kurski po zderzeniu miał "wybiec z auta i uciec do lasu". Według gazety nie chciał, by go rozpoznano.
Kurski: nikomu nic się nie stało, nie ja kierowałem autem
- W wypadku nikomu nic się nie stało, nie ja kierowałem samochodem i nie mam nic więcej w tej sprawie do powiedzenia - skomentował "Faktowi" Kurski.
Potem Kurski miał wysiąść z auta i między drzewami czekac na drugi samochód. Jak twierdzi świadek zdarzenia, na miejscu wypadku został jedynie kierowca limuzyny.
TVP w oświadczeniu informuje, że nieprawdziwa jest informacja Fakt24.pl, że "auto służbowe nie miało włączonego kierunkowskazu podczas wykonywania manewru skrętu w lewo". "Auto TVP z włączonym lewym kierunkowskazem wykonywało prawidłowy manewr skrętu w lewo. W tym momencie doszło do kolizji z samochodem, który chciał wyprzedzić pojazd telewizji".
Ponadto Telewizja Polska zaprzecza informacji, że prezes TVP oddalił się z miejsca zdarzenia. "Zszedł na pobocze, gdzie oczekiwał na auto zastępcze, co mogą potwierdzić świadkowie" - czytamy w oświadczeniu.
TVP podkreśla, że o "odpowiedzialności za przyczyny kolizji zdecyduje sąd", a spółka wobec "Faktu" podejmie "kroki prawne".
Źrodło: Fakt24.pl,TVP
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
