Tłum ludzi ze świecami, muzyka klasyczna, krótki list od sędziów i kilka słów od Akcji Demokracja. Do tego okrzyki "wolne sądy", a na koniec "Mazurek Dąbrowskiego". A przed wszystkim brak przemówień polityków. Tak wyglądał "łańcuch światła" stworzony wokół Sądu Najwyższego. Ale nie tylko, bo podobne zgormadzenia odbyły się w innych większych miastach, przeważnie wokół budynków sądów.
Kilka godzin wcześniej przed Sejmem zgromadzili się ludzie zwołani przez KOD. Ale ten wiec wyglądał kompletnie inaczej: scena, głośniki, wuwuzele i gwizdki. A przede wszystkim politycy. Niekończący się ciąg przemówień. Po raz setny o końcu demokracji, dyktatorze-Kaczorze i wychodzeniu z Unii. Nawet sami mówcy mieli świadomość, że ich słowa nie wywołują emocji, więc próbowali ją wzbudzić dość rozpaczlliwymi nawoływaniami do aplauzu. Najlepszym podsumowaniem poziomu charyzmy liderów opozycji niech będzie to, że przebiła ich aktorka Dorota Stalińska i 92-letnia uczestniczka Powstania Warszawskiego.
Kiedy skończył się wiec, okolice Sejmu opustoszały, została tam tylko grupka działaczy KOD i Obywateli RP, wśród nich tacy, którzy powinni unikać mediów. Po zakończeniu spotkania przed Sądem Najwyższym, duża część jego uczestników przeszła na Krakowskie Przedmieście, by apelować do Andrzeja Dudy o zawetowanie zmian. Nie byli im potrzebni żadni przewodniczący partii.
To truizm, ale przy dzisiejszej kondydcji opozycji, udział jej liderów bardziej szkodzi sprawie, niż pomaga. Wątpliwe jednak, by politycy się z tym pogodzili. Wszak zniknięcie z pierwszej linii to niebezpieczeństwo, że wyrośnie im konkurencja. A tego nie chcę znacznie bardziej niż przejęcia przez PiS sądów, Trybunału Konstytucyjnego, TVP czy państwowych spółek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.