Być może to znak czasów. Stajemy się coraz bardziej otwarci na to, co jeszcze kilka lat temu uznalibyśmy za całkowite tabu. O seksie i prostytutkach, a raczej seksworkerkach, pisze się więcej. Osoby związane z tą branżą otwarcie opowiadają o pracy, o warunkach, o klientach, a nawet o psychologicznych aspektach pracy. Ostatnio opisywaliśmy historię Samanthy X. To najbardziej znana australijska „dziewczyna na telefon”. Kobieta po 6 latach zdecydowała o odejściu z pracy. Wcześniej pokazała zdjęcie swojego ostatniego klienta, szokując tym internautów na całym świecie. Kilka tygodni wcześniej świat obiegła inna historia – Jayindi Jade, 24-letniej studentki, która otwarcie przyznaje się do prostytucji. - Cieszę się, że mogę spłacać rachunki, wynajmować mieszkanie i otaczać się luksusowymi rzeczami, za które płacą moi klienci (tzw. sugar daddies) - twierdzi. - Jeżeli mój towarzysz ma ochotę na intymne spotkanie, zwykle płaci z góry - dodaje otwarcie.
Teraz internauci udostępniają sobie tekst, który dla Independent napisała Sarah Greenmore.
Prostytucja XXI wieku?
Amerykanka od roku pracuje jako prostytutka w legalnym domu publicznym w Newadzie. Przez ten czas, jak sama przyznaje, nauczyła się wiele o seksualności, psychologii i związkach. – Moja praca jest połączeniem wypełnienia próśb klienta i spełnianiem fantazji. Kocham to. Odpowiada na moje wymagania, zapewnia stabilność finansową, o której wcześniej nie mogłam myśleć. Jednak to, co zauważyłam już na początku pracy, to to, że ludzie nie rozumieją tego zawodu – pisze, a następnie wylicza mity związane z pracą seksworkerki.
Pierwszy mit, który próbuje obalić to, że prostytucja jest pracą lekką i łatwą. – Pracuję od 12-14 godzin dziennie. Zajmuję się mediami społecznościowymi, odpisuję na maile i wiadomości od firm, umawiam klientów, udzielam wywiadów dziennikarzom, piszę eseje – pisze i dodaje: - Spotykam także mnóstwo osób, które odwiedzają nasz dom, oprowadzam ich po mieście, próbuję ustalić, czego od nas oczekują, negocjuję ceny. I to wszystko jeszcze zanim przejdziemy do seksu. Wkładam wiele pracy w to, by zrozumieć potrzeby klienta, wysłuchuję zwierzeń i próbuję zapewnić ich, że nie zmarnują swoich pieniędzy.
Wyznanie Sary może szokować. Co więcej, kobieta dzieli się swoimi przemyśleniami na temat tej pracy nie pierwszy raz. Aktywna jest w mediach społecznościowych, gdzie odpowiada na mnóstwo pytań od internautów.
Sara wyjaśnia również, kim są jej klienci. Choć wiele osób uważa, że to "nieudacznicy i desperaci", ci stanowią jedynie procent wszystkich odwiedzających dom publiczny, w którym pracuje kobieta. – Bylibyście zdziwieni, jak różni są nasi klienci. Zabawiamy pary w średnim wieku, które chcą sprawić, by ich życie erotyczne było bardziej pikantne. Młodych żołnierzy, którzy nie potrafią wrócić do rzeczywistości i umawiać się na randki z kobietami. Szanowanych biznesmenów, prawników, lekarzy, specjalistów różnych dziedzin, którzy nie mają czasu na randkowanie. Mężczyzn z Aspergerem, którzy nie radzą sobie ze znalezieniem partnerki. Dla nich odwiedzenie seksworkerki nie jest tylko zaspokojeniem chwilowej żądzy – podkreśla Greenmore.
Wyjaśnia, że kobiety takie jak ona zapewniają komfort, fizyczną intymność, a ci, którzy korzystają z ich usług, mogą pozbyć się wszystkich barier. – Nasi klienci traktują nas z szacunkiem, często adorują. Tak jak oni są uprzejmi dla nas, tak my dla nich. Ośmieszanie ich i demonizowanie ich seksualności jest wyjątkowo krzywdzące (…) Nasza praca polega na intymności. Widzimy ludzi w stanie, gdy kompletnie się obnażają. Cieszę się, gdy mogę zadowolić mężczyznę, gdy czuje się zrelaksowany, gdy pozbył się pewnych oporów. (…) Tyle razy słyszałam: "Dziękuję, tego potrzebowałem" albo "Nigdy nie czułem się lepiej". Ta praca daje mi mnóstwo wolności. Mogę zrobić sobie przerwę na miesiąc, na sześć miesięcy, a nawet dwa lata i zawsze będę mogła wrócić. Nie piję, nie biorę narkotyków, by przetrwać zmianę. Nigdy też nie płakałam, bo musiałam iść do pracy – wyznaje.
"Szczęśliwe prostytutki"
Sara pisze także, że w publicznej dyskusji prostytutki najczęściej przedstawiane są jako niewyedukowane kobiety, narkomanki. Jej zdaniem pogłębia to tylko przemoc i społeczne tabu ciążące nad pracownicami seksualnymi. – Trzymanie tego przemysłu w cieniu doprowadza do patologii. Domy publiczne zostają w rękach wyjętych spod prawa biznesmenów i klientów, którzy chcą nas skrzywdzić. Jesteśmy ludźmi. Z różnych powodów wybraliśmy seks, jako naszą profesję. Nasz zawód zawsze będzie istniał. Musimy więc sprawić, że przestanie być domeną przestępców, zalegalizować go, zapewnić bezpieczeństwo kobietom i traktować je jak ludzi – pisze.
W Polsce burzę w mediach wywołał na początku tego roku tekst autorki Escort Girl Blog. Otwarcie mówi o swojej pracy i tabu, które ciąży nad najstarszym zawodem świata. - Spotykam się za pieniądze z klientami z polski i z zagranicy i oferuję im godzinne spotkania na seks, dłuższe randki i wspólne wyjazdy. Moja praca daje mi wiele satysfakcji i pozwala powoli uporać się z różnymi trudnościami. Tylko dzięki niej za kilka lat będę pracowała w wymarzonym zawodzie. Moja rodzina nie ma pojęcia, czym się zajmuję, ale wie o tym większość przyjaciół i mój partner. Jestem niezależna, pewna siebie i nie pasuję do stereotypu "biednej ofiary"– pisała w tekście opublikowanym przez "Krytykę Polityczną".
- Sporo osób wolałoby, żebyśmy byli gronem upadłych jednostek, które są same sobie winne, bo pomimo ostrzeżeń ośmieliły się "sprzedawać swoje ciało". A przecież to nie musi tak wyglądać. Mogłybyśmy i moglibyśmy (bo przecież nie tylko kobiety pracują w tej branży) wzajemnie się wspierać, szkolić, zrzeszać. Tworzyć organizacje społeczne, firmy szkoleniowe, dobrze funkcjonujące i etyczne kilkuosobowe biznesy, związki zawodowe itd. Tylko że nie da się tego osiągnąć, póki świat usług seksualnych jest skryminalizowany oraz póki jesteśmy obywatelami gorszej kategorii – dodała kobieta.
Historia Escort Girl odbiła się głośnym echem w sieci. Rozpoczęła się dyskusja na temat tego, czy "prostytutka może być szczęśliwa". Długo można się spierać, czy dekryminalizacja prostytucji, banalizowanie jej, ma jakikolwiek sens. Jednak dopóki tysiące dziewczyn na świecie cierpi w domach publicznych nie z własnej woli, trudno ze spokojem czytać wyznania takie jak Sary i Escort Girl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.