Bocian Lolek jedzie 300 km po ratunek. Potrzebna specjalistyczna pomoc
Wychłodzonego i wycieńczonego bociana znalezionego na polu przy oczyszczalni ścieków w Wałczu uratowała para młodych ludzi przejeżdżających samochodem. Ptak nie może latać, bo jego skrzydła są oblepione trudną do usunięcia substancją. Bocian zostanie przewieziony ponad 300 km do specjalistycznego ośrodka rehabilitacji w Żychlinie pod Kutnem, gdzie otrzyma fachową pomoc.
Najważniejsze informacje
- Bocian Lolek trafił do Stowarzyszenia Razem dla Zwierząt w Wałczu, wycieńczony i oblepiony nieznaną substancją.
- Mimo kąpieli w ciepłej wodzie z szarym mydłem konieczna była konsultacja w ośrodku w Żychlinie pod Kutnem.
- Ekspert oceni, jak bezpiecznie oczyścić pióra; powrót na wolność możliwy dopiero w dalszej perspektywie.
Młoda para zauważyła bociana leżącego na polu i zawiozła go do Stowarzyszenia Razem dla Zwierząt w Wałczu. Ptak, nazwany Lolek, był skrajnie osłabiony i wychłodzony, a jego pióra pokrywała trudna do usunięcia substancja. Wolontariusze natychmiast zaczęli szukać pomocy specjalistów, bo Lolek nie był w stanie wzbić się w powietrze.
Bocian Lolek jedzie 300 km po pomoc
Na początku wolontariuszka pani Marika zabrała bociana do domu, by spróbować oczyścić pióra pod prysznicem. To działanie konsultowano z ośrodkiem rehabilitacji bocianów w Żychlinie. Próba z ciepłą wodą i szarym mydłem jednak nie przyniosła efektu. Stowarzyszenie zorganizowało więc bezpłatny transport do specjalistycznej placówki. Za kierownicą usiadł pan Mateusz, który zaoferował pomoc.
W Stowarzyszeniu podkreślają, że Lolek nie ma złamań ani widocznych obrażeń. Główna bariera to zanieczyszczone pióra, które uniemożliwiają lot. Dzięki wsparciu darczyńców i wolontariuszy ptak w południe wyruszył z Wałcza do Żychlina, ok. 300 km dalej. Tam trafi pod opiekę Artura Paula, specjalisty od rehabilitacji bocianów.
Kierowca bmw stracił głowę. Dostał 44 punków karnych w jeden dzień
Artur Paul ze Stowarzyszenia "Pomagam Bocianom" zapowiedział ocenę ryzyka przed każdym zabiegiem czyszczenia. "Będę musiał ocenić wstępnie, co to za substancja, żeby przy ewentualnym usuwaniu nie naruszyć skóry tego bociana. Jeśli się okaże, że nie da się tego zrobić, to będziemy stopniowo pozbawiać tego bociana piór, ale uspokajam, tylko tych, które będą mogły odrosnąć. Zaczniemy od lotek, bo ptak i tak nie lata, a potem wiosną on zgubi i tak puch, który zostanie zastąpiony nowym" - przekazał.
Specjalista podkreślił też, że pełna gotowość do lotu zajmie czas. "Lolek w kolejnym okresie lęgowym nie będzie nadawał się do wypuszczenia na wolność z prostej przyczyny, nie wszystkie pióra zdążą mu odrosnąć, może nie dać sobie rady na dłuższych dystansach, natomiast w przyszłości on będzie mógł wrócić do naturalnego środowiska, tym bardziej że jest zdrowy i nic mu nie dolega" - ocenił Artur Paul.
Wolontariusze zwracają uwagę, że kluczowa była reakcja kierowców, którzy zauważyli ptaka na polu. Dzięki szybkiej interwencji Lolek trafił pod opiekę i ma szansę na powrót do formy. Stowarzyszenie zaznacza, że w podobnych sytuacjach najważniejsze jest zabezpieczenie zwierzęcia i kontakt z wyspecjalizowanym ośrodkiem, który dobierze metodę pomocy.