Bez wątpienia film "Psy 3. W imię zasad" jest jednym z najgorętszych tytułów w polskim filmie w tym roku. Franz Maurer, kultowa postać polskiego kina lat 90., wraca po latach zrobić zamieszanie. Nie jest o to łatwo, ale wiara w zasady pozwala wytrwać do końca, także reżyserowi.
W "Polityce" Patryka Vegi nie brakuje łopatologii. Całość szyta jest grubymi nićmi, a logika wielokrotnie ustępuje miejsca fantazji scenarzysty. Niemniej "Polityka", co zaskakujące, okazuje się satyrą napędzaną goryczą, a nie ośmieszającą ironią. Zacznijmy jednak... od końca. <br /> <br />
Nie ma u nas Iron Fist najlepszej prasy. Serial Netflixa z jego udziałem uznano komisyjnie za słabujący i rzesza zgromadzonych przed telewizorami, monitorami, tabletami i komórkami ludzi postuluje wydalenie chłopa z Defenders. Do tego Danny Rand nigdy nie załapał się do komiksowej pierwszej ligi, zawsze przemykał się gdzieś tam chyłkiem i dla polskiego czytelnika stanowi postać enigmatyczną.
Zdając sobie sprawę, że nikogo to nie obchodzi, na przekór zdrowemu rozsądkowi i z premedytacją powracam na potrzeby niniejszego tekstu pamięcią do lat dziecinnych i komputera Timex, na którym bodaj po raz pierwszy w życiu grałem w grę. Ale nie napomykam o tym tylko po to, żeby dobić do obligatoryjnego limitu znaków klasycznym wodolejstwem, bo ciągnącą się tyle już lat przygodę rozpocząłem od "Paperboya", istnej epopei o codzienności chłopaka rozdającego gazety na prostej jak drut ulicy i muszącego zmagać się ze złośliwościami losu uosabianymi przez smutnych śmieciarzy i zgryźliwych sąsiadów.
Sprawa jest poważna, bo “Botoks” zobaczy milion, może dwa miliony widzów. Większość nie będzie zdawać sobie sprawy, że idzie na film, którego najważniejszym tematem jest aborcja. Nie każdy lubi oglądać w kinie naturalistyczne sceny porodów, umierający płód i kobietę kopulującą z psem (sic!), dlatego wypada napisać wprost: “Botoks” jest jak spreparowana naprędce, krzykliwa i odpychająca płachta antyaborcyjna.
Na forach internetowych słychać jęki zawodu: nędza w kinach! Nie grają niczego dobrego! Zmieniam kino na Netflixa! Ale hola. Prawdą jest, że mamy sezon ogórkowy, ale jeśli przyjrzeć się repertuarowi bliżej, znajdziemy kilka ciekawych premier. Trzy z nich wchodzą na ekrany kin w ten weekend.
Na początek dwie zagadki. Pierwsza: ilu scenarzystów potrzeba, żeby napisać świetny scenariusz? Raczej mniej niż czterech. Druga: czy film, który określają następujące gatunki: horror, science fiction i fantasy oraz western okaże się tym, czemu warto poświęcić ponad półtorej godziny życia? Wysoce wątpliwe. Odpowiedzi na oba pytania to również jedna z najkrótszych możliwych recenzji "Mrocznej wieży" duńskiego reżysera Nikolaja Arcela.
Nowy "Baywatch: Słoneczny patrol" przypomina spacer po plaży. Przez większość czasu jest przyjemnie i odprężająco, ale raz czy drugi potykamy się tu o kamień, który bardziej by pasował do pustynnego Las Vegas, gdzie kace są większe niż jaszczurki.