Nerwowo wciskam F5. Raz za razem. I tak w międzyczasie już od dwóch godzin. Kompulsywnie wypatruję nowego wpisu na czacie warszawskiego porno kina. Dlaczego?
Admin informuje tam, czy ktoś w kinie już się pojawił, czy jest szansa na... sami wiecie na co. Bo do porno kina nie chodzi się na filmy. "Jest trans i faceci" donosi recepcja. Odświeżam więc stronę dalej. Bo za pierwszym razem poszedłem tam bez odświeżania, w ciemno.
Warszawskie kino porno, o którym pewnie niewielu słyszało, a jeszcze mniej w nim było - mieści się w samym centrum stolicy. To niepozorny lokal w suterenie w sąsiedztwie ulic Poznańskiej i Hożej. Jeśli nie jesteście wtajemniczeni, nie będziecie w stanie domyślić się, co znajduje się za szklanymi drzwiami oklejonymi lustrzaną folią.
A tam, kilka stopni w dół, zstępujesz do krainy seksu. Brudnego (tak w przenośni, jak i wprost) seksu. Najpierw jednak trzeba wykupić bilet, tak jak w prawdziwym kinie. No może z tą różnicą, że nie na konkretny seans, a po prostu na wstęp, nie dostaniesz tam popcornu, a kluczyk do szafki w przebieralni.
Ceny biletów zróżnicowane. Zazwyczaj 25 zł dla facetów, dla par 20 zł a dla singielek zawsze wstęp wolny. Są też bilety ulgowe. Ale nie dla emerytów, a dla chłopaków do 25. roku życia.
Porno kino ma swoją imprezową ramówkę: filmowe poniedziałki, nagie wtorki, środowe dni par, czwartkowe fetysze, piątkowe trans party, bieliźniane soboty i niedzielne dark roomy LGBT. Ja po raz pierwszy trafiłem do tego kina w czwartek.
- Możesz się rozebrać i zostać w samej bieliźnie, a rzeczy zostawić w szafce - powiedziała do mnie, puszczając oko spod ciężkiej henną brwi, Loris.
Chyba się zmieszałem, bo po chwili dodała: - Możesz też zostać tak, jak jesteś. Nic na siłę.
Ubrania zostały więc na swoim miejscu, a szafkę powinienem wykorzystać do pozostawienia w niej telefonu. W całym obiekcie obowiązuje bowiem zakaz ich używania i robienia zdjęć. Nie skorzystałem jednak i z tej możliwości. Ruszyłem w mrok nieznanego, bo w całym kinie jest po prostu ciemno. To na pewno ułatwia zachowanie anonimowości i przezwyciężenie wstydu, choć i tak niektórzy goście chowają się za czapeczkami, a nawet ciemnymi okularami.
W pierwszej salce pusto. No chyba że liczyć gościa, który z piwem w dłoni zaniemógł na różowym, podświetlanym łóżku. Bo żeby była pełna jasność - w tych "salach kinowych" nie ma rzędów krzeseł, są za to: wspomniane, niemożliwie poplamione różowe łóżko, stół do masażu, który równie dobrze mógł być w poprzednim wcieleniu szpitalną leżanką, i seks huśtawka, której przeznaczenia nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć.
Pijany facet mnie nie interesuje - pora więc zwrócić się w kierunku repertuaru. W pierwszej salce tematem przewodnim jest "interracial", czyli seks międzyrasowy. Na dużej plaźmie wyświetlany jest film, gdzie trzech czarnoskórych mężczyzn zabawia się z białą kobietą. Po kilku minutach monotonnej akcji obraz rzeczywiście może znudzić. Przechodzę dalej.
Tu króluje gejowskie porno. Na fotelach z minami koneserów przebieg akcji śledzi dwóch leciwych dżentelmenów. Trzech innych na stojąco ogląda seans przez dziurki w drewnianej ściance, tuż za plecami tych siedzących. Zastanawia mnie, o co chodzi... - O! Sorry! - rzucam tylko, gdy również próbując zająć miejsce za ścianką trącąm faceta namiętnie onanizującego się.
W trzeciej salce pustki. Sekcja "retro" i pornos z lat 80., wnioskując po fryzurach. Tak, również tych erotycznych. Można by chwilę odetchnąć, gdyby nie to, że co chwila ktoś zagląda, nerwowym wzrokiem omiata salę i wychodzi. W czwartej to samo: nikogo na stałe, mężczyźni tylko wchodzą, rozglądają się i wychodzą. Nikt nie zwraca uwagi na dwie seksowne kobiety wijące się w miłosnym uścisku. Niestety tylko na telebimie.
I wiecie co? Po 15 minutach w porno kinie docierają do mnie dwie prawdy. Pierwsza: nie ma tam kobiet. Ba, zdziwiłbym się, gdyby były. Miejsce jest, dość delikatnie mówiąc, obrzydliwe. Lepiące się, brudnawe, zatęchłe, mroczne.
Druga: tylko kilkanaście minut wystarczyło, by i na mnie wywarło swoje piętno. Staję się seksualnym zombie. Chodzę bezmyślnie od sali do sali. Zaglądam, nerwowo rozglądam, łudzę się, że może w końcu pojawi się tam jakiś pierwiastek piękna, że w końcu pojawi się tam jakaś kobieta.
Nagle spostrzegłem, że chmary seksualnych lunatyków jakby stopniały. Wyciągnąłem zakazany telefon, żeby zrobić kilka zdjęć. Prawie nakrył mnie na tym czterdziestolatek z niespokojnym wzrokiem pod grzywką. Cofnąłem się w głąb sali, bo już wcześniej próbował jakoś tak dziwnie się o mnie ocierać. Ale wstydziłem się przyznać. Teraz jednak jest czymś zaaferowany:
- Chodź, jest śliczna blondyneczka, z niespodzianką - rzucił i tyle go widziałem.
W ostatnim pokoju, tym z różowym łóżkiem, tłoczno. I dziwnie. Bo część facetów już bez spodni. Inni już na środku pokoju miętoszą swoje męskości w dłoniach. Jakoś się przeciskam, jakoś dostaję do środka, choć tego co na łóżku i tak nie sposób dostrzec w plątaninie ciał.
Na ścianie jednak jest lustro, to w nim mogę dojrzeć cokolwiek. Blondyneczka rzeczywiście jest i chmara adoratorów. Biała sukienka zadarta, pończochy leżą obok. Więcej szczegółów nie będzie, bo musiałby to być porno artykuł. Wystarczy powiedzieć, że jedni działają, inni kibicują, a jeszcze inni tylko obserwują.
- Przytyło ci się po świętach - rzuca jeden z bardziej zaangażowanych mężczyzn, co daje też asumpt do przemyśleń, że niektórzy tu się znają, stale bywają. - No troszkę w brzuszek mi poszło - odpowiada "blondyneczka" mocnym basowym głosem. Czyli o to chodziło z tą niespodzianką...
Po kilku godzinach w porno kinie czuję się zmęczony jak po całonocnej imprezie. Od smrodu papierochów boli mnie głowa, ubranie śmierdzi od stęchlizny panującej w tym piwnicznym lokalu, w duszy jakiś brud, osad, niepokój. Orgie opisywane kiedyś przez Henry'ego Millera były brudne, brutalne i intrygujące. Te nie mają nawet śladu tego ostatniego pierwiastka.
A teraz nerwowo wciskam F5. Raz za razem. I tak w międzyczasie już od dwóch godzin. Kompulsywnie wypatruję nowego wpisu na czacie warszawskiego porno kina. Dlaczego?
Na jednym z seks portali zweryfikowany użytkownik "Marek i Kotka" zamieścili wpis, że wybierają się do porno kina i urządzili coś w rodzaju castingu. Trzeba było wysłać swoje zdjęcia i kilka zdań o sobie. Z setek zgłoszeń wybrali zaledwie kilkunastu panów. To właśnie z nimi chcą się zabawić w "gangbang" i "cuckolding" w porno kinie.
Co to za wymysły? Seks grupowy i "oddawanie" żony albo partnerki innym mężczyznom, często związane z poniżaniem "oddającego".
"Marek i Kotka" mają w tym doświadczenie udokumentowane zdjęciami ze swingers clubów i "doggingów" (oględnie mówiąc: seks spotkań w terenie). Dlaczego porno kino?
- Bo to kino to jazda po bandzie, to jak skok na główkę do niesprawdzonej wody. Nigdy nie wiesz, co cię tam spotka, to niebezpieczne i podniecające - odpisują mi, gdy pytam.
Wciskam F5. W końcu, bingo! - Jest parka i kilku panów. Wszyscy piękni, zapraszamy - pisze admin Dragon na czacie porno kina.
Przeczytaj też:
- Słodkie misie, które skrywają tragedie. Ta i inne osobliwości targów funeralnych
- Po 20 latach przerwy poszedłem na koncert hip-hopowy. Powiem wam, co się zmieniło
Od autora:
- wszystkie imiona i pseudonimy bohaterów występujących w tekście zostały zmienione. Zdecydowałem się też nie ujawniać nazwy kina ani jego dokładnej lokalizacji.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Jak dobrze znasz polskie kino?
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.