Przede wszystkim psychoterapeutka walczy z wyobrażeniem, że po ślubie i kilku latach robienia tego gdzie się da i kiedy się da, naturalną koleją rzeczy jest ochłodzenie klimatu w sypialni. – Twoje życie seksualnie nie kończy się w momencie, kiedy mówisz swoją przysięgę małżeńską – powiedziała w ubiegłym tygodniu Esther Perel podczas konwencji Goop. – To właśnie wtedy zaczyna się cała historia – mówi.
Podczas gdy we wczesnej fazie związku seks jest czymś spontanicznym, potem wymaga od pary więcej kreatywności I planowania. – Ale to nic złego – przekonuje psychoterapeutka. Jej zdaniem absolutnie nie chodzi o to, żeby starać się próbować "na nowo wzniecać ogień" z początków znajomości.
Perel twierdzi, że odtworzenie tych uczuć po prostu nie jest możliwe. Zamiast tego powinniśmy skupić się na korzyściach bycia w stabilnym, dojrzałym związku. A konkretnie? – Musicie celebrować swój erotyzm, nadać mu nowe znaczenie – mówi. Innymi słowy, zamiast oczekiwać, że wciąż będzie przydarzać wam się spontanicznie, a potem czuć frustrację, że "kiedyś było tak fajnie, a teraz zupełnie nie ma na to czasu", małżonkowie powinni podejść do sprawy bardziej zadaniowo i zacząć poświęcać sprawom łóżkowym więcej uwagi.
Psychoterapeutka jest zwolenniczką zwiększonej świadomości i kontroli. – Jeśli wiecie, co was podnieca, a co nie, możecie wykorzystać tę wiedzę, żeby wspólnie budować wasze życie seksualne i przejąć nad nim kontrolę.
Słowa psychoterapeutki na temat kontrolowania własnego życia seksualnego w małżeństwie w Polsce mogą paść na podatny grunt. Z raportu "Seksualność kobiet" z 2016 roku wynika nie tylko, że trzy czwarte z nas ma potrzebę uprawiania seksu minimum raz w tygodniu, ale również to, że jedna czwarta Polek chciałaby to robić częściej.

Jak często uprawiasz seks ze współmałżonkiem?
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.