Koszmar Polki w Turcji. "Powiedzieli, że mamy mały problem"

65

Nikomu nie życzę tak koszmarnych wakacji - wyznała pani Renata, która udała się z całą rodziną na wymarzony odpoczynek do tureckiej Alanyi. W czwartym dniu wycieczki wybuchł pożarł w ich pokoju, który spowodował ogromne straty. Rodzina straciła wszystkie bagaże.

Koszmar Polki w Turcji. "Powiedzieli, że mamy mały problem"
Koszmar Polki w Turcji. Przeżyła dramat na wakacjach (Wikipedia)

Alanya to miasto i dystrykt w południowej Turcji, na Riwierze Tureckiej. Region jest bardzo popularny wśród polskich turystów z powodu niższych cen niż w Antalyi czy Belek. Na wypoczynek w tureckim kurorcie wybrała się pani Renata z rodziną, jednak przeżyła tam prawdziwy koszmar, co opisuje portal Interia.

Pani Renata zdecydowała się na ofertę last minute z biurem loveholidays, która miała najtańsze oferty.

Kupiliśmy siedmiodniowy pobyt w hotelu w miejscowości Alanya razem z lotem i transferem z lotniska. Na miejscu byliśmy we wtorek 30 maja. I już wiedzieliśmy, że to nie jest do końca to, czego oczekiwaliśmy - relacjonuje kobieta dla Interii.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Rinke Rooyens otwiera się na temat Joanny Przetakiewicz. Według niego pieniądze dają szczęście?

Mimo upalnej pogody, przez pierwsze kilka dni rodzina nie korzystała z klimatyzacji. Wszystko z powodu dzieci, które są alergikami, a córka ma astmę. Niestety temperatura mocno już dawała w kość, dlatego rodzina z Polski w końcu włączyła klimatyzację. Wtedy właśnie rozpoczął się dramat.

Kiedy odpoczywali przy basenie, podbiegł do nich mężczyzna z obsługi hotelu.

Z pełnym uśmiechem na twarzy poinformował nas, że ma "mały problem". I że pali się nasz pokój. Sufit się uginał, aż strach było tam przebywać. Większość naszego bagażu się spaliła, w tym euro zostawione na stoliku, leki naszych dzieci, pampersy. Elektronika, czyli smartwatche, kamera, dron, słuchawki, była popsuta i nie nadawała się do użytku - podkreśla rozgoryczona kobieta.

Dramat Polki w Turcji. Co na to biuro?

Pani Renata mówi też, że hotel nie chciał z nią rozmawiać do momentu, aż na miejscu pojawi się "travel resident".

Kobieta wraz z mężem i dziećmi spędziła noc w nowym pokoju, pojechała na wycieczkę i szybko z niej wróciła, oczekując spotkania z osobą, z którą się umówiła.

Nie przyjechał. Telefonu nie odbierał. Co więcej, nagle obsługa hotelu zapomniała, jak się mówi po angielsku, niby nie rozumieli, co my do nich mówimy. Do końca pobytu ani hotel, ani biuro podróży nie wzięli odpowiedzialności za zniszczenie nam wakacji - tłumaczy załamana pani Renata.
Autor: JAR
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić