Książulo zjadł burgera za 82 zł. Szokujące słowa byłej kelnerki lokalu
Youtuber Książulo odwiedził ostatnio osławiony lokal w sercu Krakowa. — Nie wróciłbym tu za nic — stwierdził po wizycie. Po niepochlebnej recenzji znanego youtubera głos zabrała była pracowniczka tego miejsca. W rozmowie z portalem kr24.pl ujawniła zaskakujące informacje.
Kelnerka ujawniła, co działo się w lokalu w sercu Krakowa
Na Rynku Głównym w Krakowie znajduje się lokal, który zdobył zaledwie 2,2 gwiazdki w ocenach na Google na prawie dwa tys. opinii. Internauci skarżą się m.in. na wysokie ceny i przeciętny smak potraw. Ale pojawiają się także komentarze, w których wskazuje się na niemiłą obsługę czy brak możliwości płatności kartą.
Również Książulo - youtuber oceniający lokale gastronomiczne w całej Polsce - był rozczarowany wizytą w krakowskim lokalu. Zamówił m.in. tatara w cenie 67 zł, rosół za 32 zł, schabowego z kapustą za 59 zł, pierogi z mięsem (osiem sztuk) za 49 zł oraz cheeseburgera z frytkami, za którego zapłacił 82 zł.
Czym właściwie jest wolność słowa? Czy potrzebne nam są regulacje?
Zdaniem youtubera, wysokie ceny nie przekładają się na jakość potraw. "To są zwykłe kotlety, hurtowniane, usmażone na wiór. Trochę sera, ketchup, majonez i siemano. To jest podłe, jak za tę cenę. To jest do zjedzenia, ale ja takiego burgera, nawet lepszego, bo w lepszej bułce, jem na Łodygowej w sklepie 24 h na dobę w zwykłym alkoholowym pani to smaży, za 20 zł" — podsumował youtuber. — Nie wróciłbym tu za nic — stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Była kelnerka ujawnia. "Istny cyrk"
Po głośnej recenzji Książula, do redakcji KR24.pl zgłosiła się była pracowniczka lokalu. Jej relacja szokuje i wskazuje na liczne nieprawidłowości. Kobieta stwierdziła, że było to najgorsze miejsce, w którym pracowała.
Pracowałam tam przez jeden sezon. Najgorsze miejsce na rynku. Właściciele mają żyłę złota na samym środku Krakowa i nie umieją jej prowadzić. To, co się tam działo, to był istny cyrk – opowiada była kelnerka.
Według niej, w lokalu regularnie wyłączano drukarki fiskalne oraz terminale płatnicze, ponieważ sprzedaż miała się opierać głównie na gotówce.
Interesuje ich tylko gotówka, z której się nie rozliczają. Aż dziwne, że nikt nie boi się żadnej kontroli – przyznała kobieta.
Z jej relacji wynika, że pracownicy lokalu, w większości studenci renomowanych kierunków, nie radzą sobie z pracą w gastronomii. Ale nie to jest największym problemem.
Wszechogarniający smród, brud i ubóstwo. Piękne wnętrza, a w każdym rogu pajęczyny. Właściciele szczycą się tym, że odwiedzają ich znane osobistości… Ciekawe, czy wiedzą, co naprawdę dostają do jedzenia? – dodaje była kelnerka.
Zdaniem niektórych internautów, problem nie dotyczy tylko jednego lokalu, ale jest szerszym zjawiskiem w branży gastronomicznej.
Źródło: krk24.pl
