Jak podała w poniedziałek propagandowa Ria Nowosti, czyli rządowa agencja informacyjna z Rosji, papież Franciszek miał pogratulować Władimirowi Putinowi jego zwycięstwa w kolejnych wyborach prezydenckich w tym kraju. Watykan nie potwierdza tych kontrowersyjnych doniesień, a sam papież milczy.
W niedzielę zakończyły się trzydniowe wybory prezydenckie w Rosji. Według danych centralnej komisji wyborczej frekwencja była na poziomie 73 proc., a Władimir Putin otrzymał 87,97 proc. głosów. Nicolas Maduro z Wenezueli był jednym z pierwszych, którzy pogratulowali Putinowi zwycięstwa w wyborach. Kto jeszcze dołączył do tego grona?
W miniony weekend w Rosji odbyły się wybory prezydenckie, w których bez większych zaskoczeń wygrał Władimir Putin z 87-procentowym poparciem. Co za tym idzie, w ostatnich dniach o dyktatorze było bardzo głośno. Media przypomniały m.in. o jego związku z Aliną Kabajewą, jedną z najbardziej znanych gimnastyczek w Rosji. Podobno Putin zaczął się z nią spotykać, gdy ta uczęszczała jeszcze do szkoły podstawowej.
Wybory prezydenckie w Rosji przeszły już do historii. Zakończyły się one pewnym triumfem Władimira Putina, który uzyskał ponad 87 proc. głosów - tak przynajmniej wynika z danych opublikowanych w poniedziałkowy poranek na oficjalnej stronie internetowej Centralnej Komisji Wyborczej Federacji Rosyjskiej. Wiadomo jednak, że wybory nie były wolne i uczciwe.
W niedzielę zakończyły się wybory prezydenckie w Rosji. Wielu Rosjan swój głos oddawało poza granicami kraju. W kolejce przed rosyjską ambasadą w Berlinie pojawiła się Julia Nawalna. Zachowanie wdowy po opozycjoniście zwróciło uwagę internautów.
Władimir Putin został ponownie wybrany prezydentem Rosji, a jego wyniki w Jekaterynburgu, Ałtaju czy Buriacji są wprost fantastyczne. Tak dobre, że aż ciężko uwierzyć, że prawdziwe. Choćby w tej ostatniej republice decyzje władz na Kremlu wzburzyły ludzi kilka razy w ostatnich latach, a Putin uzyskał tam 87,51 procent głosów. Cud nad urną? Niewątpliwie.
Wynik wyborów prezydenckich w Rosji od samego początku jest przesądzony, a kolejne lata na Kremlu spędzi Władimir Putin. Mimo to Rosjanie na całym świecie gromadzą się, aby oddać swój głos w wyborach. Do awantur doszło w Australii, gdzie starli się ze sobą zwolennicy i przeciwnicy Władimira Putina.
W Rosji w niedzielę zakończą się wybory prezydenckie. O ile co do ich zwycięzcy nie ma większych wątpliwości, to jednak Rosjanie, którzy mieszkają w Warszawie, masowo zmobilizowali się, aby oddać swój głos. Kolejka robi duże wrażenie, tu raczej nikt nie chce głosować na Władimira Putina.
W niedziele, 17 marca zakończą się trzydniowe wybory prezydenckie w Rosji. Nikt jednak nie ma wątpliwości, że mają one jedynie stwarzać pozory demokracji i zapewnić kolejne sześć lat władzy Władimirowi Putinowi. Obecnie w Rosji trwa akcja "południe przeciwko Putinowi", za którą mają stać zwolennicy Nawalnego.
W piątek 15 marca zaczęły się trzydniowe wybory prezydenckie w Rosji. Część Rosjan zdecydowała się wyrazić swój sprzeciw wobec Władimira Putina. W sieci pojawiły się zdjęcia kart do głosowania, na których wyborcy otwarcie piszą to, co myślą. Znalazły się tu zarówno głosy poparcia dla niedawno zamordowanego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego oraz jego żony Julii, jak i te określające Putina "przestępcą i zabójcą".
Władimir Putin już za kilkadziesiąt godzin zostanie ponownie ogłoszony prezydentem Federacji Rosyjskiej i przez kolejne lata będzie mógł w kraju robić to, na co tylko ma ochotę. Wydaje się, że 71-letni dyktator na dobre scementuje władzę w Rosji i będzie rządził krajem aż do śmierci. Co jeszcze czeka jego rodaków?
Rosjanie żyją w rzeczywistości alternatywnej i trzeba powiedzieć, że państwowe media robią wszystko, by ten stan rzeczy podtrzymać. Właśnie pokazano w telewizji Władimira Putina szarańczę, która oddała głos w wyborach prezydenckich. Oczywiście na jedynego słusznego kandydata...
Rosjanie głosują w wyborach prezydenckich, które niezależnie od prawdziwych wyników wygra Władimir Putin. Ale władze lokalne dbają o to, żeby ludzie oddali jednak głosy na swego przywódcę i prześcigają się w pomysłach, jak kupić ich głosy. A że wiedzą, co kochają Rosjanie, to w lokalach pojawiła się "kiełbasa wyborcza". Wódeczka? Proszę bardzo.
Witalij Manski był zaufanym człowiekiem Putina przez lata. Za sprzeciwienie się wojnie i krytykę dyktatora jest wyklęty i ścigany listem gończym. Będzie rządzić do śmierci. Rosjan będzie poniżać, niszczyć, zabijać - mówi Manski w rozmowie z "Wyborczą".
Sytuacja jest bardzo poważna. W Rosji, gdzie aktualnie trwają wybory prezydenckie, niektórzy z obywateli już nie wytrzymują. W lokalach wyborczych dochodzi do licznych aktów dewastacji urn i kart do głosowania. Szczegółami podzielił się na swoim koncie w serwisie X (dawniej Twitter) Anton Geraszczenko, były wiceminister spraw wewnętrznych Ukrainy.
Od piątku 15 marca do niedzieli 17 marca w Rosji odbywają się tzw. wybory prezydenckie. Niezależne media podają, że w różnych regionach doszło do incydentów. W sieci pojawiło się wideo, na którym widać, jak mieszkanka Moskwy pali swoją kartę do głosowania.
Rosjanie przekraczają kolejne granice. Na wojnie z Ukrainą są więźniowie, czy najemnicy z krajów afrykańskich oraz azjatyckich. O udział w wojnie miał zostać "poproszony" także Oleg Orłow, znany obrońca praw człowieka. Mężczyzna ma 71 lat, ale reżimowi w Moskwie zależy, by posłać go na front.
Od początku 2024 roku wiele mówiło się na temat rzekomej śmierci generała Walerija Gierasimowa w ataku sił ukraińskich na zaanektowany Krym. Rosyjski generał jednak żyje, a po kilku tygodniach pojawił się publicznie. Oddał swój głos w wyborach prezydenckich, oczywiście na Władimira Putina.