Hiperinflacja w Wenezueli. Zobacz, ile kosztują podstawowe produkty

Czy możesz sobie wyobrazić, że musisz płacić miliony za rolkę papieru toaletowego, która ma faktyczną wartość około 1,50 zł? Aby dać wyobrażenie o tym, jak to wygląda, wenezuelski fotograf Carlos Garcia Rawlins zrobił zdjęcia podstawowych przedmiotów, takich jak pomidory i pieluchy, wraz z gotówką niezbędną do ich zakupu.

Przerażeni Wenezuelczycy oblężyli w miniony weekend sklepy i stali w gigantycznych kolejkach, by przygotować się na reformę monetarną. Kiedyś najbogatsze państwo Ameryki Południowej jest pogrążone w kryzysie gospodarczym i humanitarnym. Ponad 90 proc. Wenezuelczyków nie stać na zaspokojenie podstawowych potrzeb żywnościowych. Podstawowe produkty, takie jak torebka ryżu czy kostka masła, wymagają stosów gotówki, którą jednocześnie trudno zdobyć.

"Dwie trzecie pracowników średniego i niskiego szczebla zarabia pensję minimalną, za którą nie można kupić nawet rolki papieru toaletowego" – mówi Anabella Abadi, dyrektor ds. treści w serwisie internetowym Caracas Chronicles.

Inflacja rośnie od kilku lat, jednak w ostatnich miesiącach robi to wyjątkowo szybko. W styczniu tempo wzrostu cen przekroczyło już 2 tys. proc. i Maduro zakazał urzędnikom liczenia inflacji. Jak wynika z obliczeń niezależnych ośrodków, w czerwcu roczny wzrost cen wyniósł aż 41 tys. proc. To tak jakby filiżanka kawy w barze podrożała w ciągu roku z 10 zł do 4,1 tys. zł - podaje Newsweek.

Wenezuela przeprowadza dewaluację swojej waluty - boliwara o 96 proc., czyli 24-krotnie. Z banknotów zostanie "usuniętych" pięć zer. Ekonomiści uważają, że reforma oznacza megadewaluację, która w minimalnym stopniu złagodzi hiperinflację. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że w tym roku inflacja w Wenezueli może osiągnąć absurdalny poziom miliona procent.

Kurs nowego boliwara będzie powiązany z wenezuelską kryptowalutą petro: jeden petro równy jest wartości baryłki ropy wenezuelskiej (60 dolarów) lub 3,6 tys. nowych boliwarów (360 mln do denominacji). Nowy kurs dolara wprowadzony przez Maduro wynosi 6 mln obecnych boliwarów, czyli podobnie jak na czarnym rynku.

Prezydent Wenezueli - Nicolás Maduro, zamiast ograniczyć wydatki i ratować bankrutujący kraj, winą za kłopoty obarczył zagranicznych kapitalistów i firmy powiązane z politykami opozycji. Spadek wpływów ze sprzedaży ropy doprowadził do tego, że w kasie państwa zabrakło dewiz na import towarów.

Gdy półki sklepowe zaczęły świecić pustkami, Maduro wprowadził ceny urzędowe na podstawowe towary. Efekt był taki, że nieliczne towary żywnościowe, kosmetyki czy środki higieniczne zamiast do sklepów trafiają na czarny rynek – oczywiście po cenach wielokrotnie wyższych.

Utopijny socjalista Maduro w reakcji na dramatyczny spadek wartości pieniądza podniósł w czerwcu pensję minimalną z miliona do trzech milionów boliwarów. Jednak niewiele to zmieniło. Trzy miliony boliwarów na wolnym rynku można wymienić najwyżej na jednego dolara.

Uzależniona od eksportu ropy gospodarka Wenezueli w 2015 r. skurczyła się o 5 proc., rok później o 18, a w 2017 r. już o ponad 20 proc. To największy kryzys gospodarczy w historii Ameryki Łacińskiej.

"To mistrzostwo świata w dziedzinie katastrofy gospodarczej. Żaden Wenezuelczyk nie zasługuje na przeżywanie tej tragedii, gdy ci nieudacznicy niszczą naszą ojczyznę" - napisał na Twitterze przywódca opozycji Henrique Capriles.

Liczba imigrantów uciekających przed skutkami załamania ekonomicznego i sytuacji politycznej w Wenezueli, prowadzi do "momentu kryzysowego" porównywalnego do kryzysu migracyjnego w Europie. Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji ostrzega, że kraje Ameryki Południowej nie poradzą sobie z falą imigrantów z Wenezueli. Od 2015 roku kraj opuściło już 1,6 mln osób Wenezuelczyków.

Prezydent zapewnił, że nastąpi zmniejszenie wydatków sektora państwowego i zaproponował wstrzymanie emisji pieniędzy bez pokrycia, co zdaniem jego krytyków jest źródłem hiperinflacji.

"Chcę odbudować kraj i mam na to plan. Zaufajcie mi" - powiedział Maduro w telewizji państwowej.