Tragedia na Antarktydzie. Nie żyje 150 tysięcy pingwinów
Niemal cała kolonia pingwinów białookich zginęła po tym, jak potężna góra lodowa osiadła na mieliźnie w Zatoce Commonwealthu na Antarktydzie. Unieruchomiona lodowa wyspa zablokowała dostęp do morza. Pingwiny zostały zmuszone do podróży w poszukiwaniu pokarmu, jednak dystans był ponad ich siły.
W 2010 r. góra lodowa oznaczona jako B09B osiadła na mieliźnie w pobliżu Przylądka Denisona, gdzie gniazdowały pingwiny. B09B pływała po oceanie przez 20 lat. Jest olbrzymia. Jej powierzchnia jest porównywalna do powierzchni Luksemburga – pisze grindtv.com.
Olbrzymia lodowa wyspa zablokowała pingwinom łatwy dostęp do morza zasobnego w pokarm. Odległość do żerowiska wzrosła z około 8 do 120 kilometrów.
Pingwiny nie migrują. Wracają do miejsca, w którym się wykluły, do swojego partnera - tłumaczy profesor Chris Turney z australijskiego Uniwersytetu Nowej Południowej Walii. Populacja w kolonii wynosiła 160 tys. Dziś zostało już tylko 10 tys. zwierząt.
- Utknęły tam i tam umierają – mówi Chris Turney.
Pingwiny, które ocalały, walczą o przetrwanie. Z największym trudem zdobywają pokarm dla siebie, nie będą w stanie wykarmić kolejnego pokolenia.
- Widzieliśmy dużo martwych ptaków. To bardzo bolesny widok – opowiada Turney.
Taka historia może się powtórzyć. Wskutek ocieplenia klimatu coraz więcej gór lodowych odrywa się od lądu i dryfuje. Część z znich może utknąć na mieliźnie podobnie jak B09B.