Matka i syn zginęli w stawie. Sąsiedzi nie dowierzają
W Radzewie doszło do tragicznej śmierci 49-letniej kobiety i jej 7-letniego syna Wiktora. Oboje zmarli po tym, jak zostali wydobyci z przydomowego stawu. - Aneta była taka odpowiedzialna - mówią sąsiedzi Faktowi.
W niewielkim Radzewie doszło do tragicznego zdarzenia, które wstrząsnęło mieszkańcami. W wyniku nieszczęśliwego wypadku życie straciła 49-letnia kobieta i jej 7-letni syn. Zostali oni wydobyci z zamarzniętego stawu na terenie prywatnej posesji.
Pokazali, co działo się w Jantarze. "Krajobraz jak po bitwie"
Tragedia miała miejsce 30 grudnia. Straż pożarna wraz ze specjalistyczną grupą nurków oraz ratownikami medycznymi pojawili się na miejscu po otrzymaniu zgłoszenia. Na powierzchni wody zauważono dryfującą kobietę, a chwilę później z wody wyciągnięto jej syna. Oboje byli reanimowani i przewiezieni do szpitala, jednak ich życia nie udało się uratować.
- Strażacy jednostek ochrony przeciwpożarowej natychmiast wyłowili 49-latkę z wody. Chwilę później nurek ze specjalistycznej grupy wodno-nurkowej podjął z dna zbiornika 7-letnie dziecko – poinformował mł. asp. Martin Halasz, rzecznik prasowy wielkopolskiej straży pożarnej w rozmowie z Faktem.
Sąsiedzi zmarłej rodziny wyrażają niedowierzanie, podkreślając odpowiedzialność kobiety. - Aneta była bardzo odpowiedzialna. Nie potrafimy uwierzyć, że mogła pozwolić synowi wejść na lód. Podejrzewam, że Wiktor, jak to dziecko, myślał, że się poślizga i pewnie mama za nim wskoczyła. Inaczej nie wyobrażam sobie - mówi jedna z sąsiadek Faktowi.
49-letnia kobieta nie pracowała, całą rodzinę utrzymywał jej mąż. 7-latek był jedynym i wyczekanym dzieckiem małżeństwa. Jak dodaje Fakt, na terenie posiadłości, stoi wybudowany plac zabaw dla Wiktora
Apelujemy, by nie wchodzić na zamarznięte zbiorniki wodne. To ogromne niebezpieczeństwo. Tylko na sztucznych lodowiskach można czuć się bezpiecznie - przestrzega portalowi Łukasz Paterski, rzecznik poznańskiej policji