aktualizacja 

Karolina Korwin Piotrowska: Smutek „Smoleńska”

337

Najbardziej oczekiwany film roku? Raczej nie. Na pewno największa artystyczna porażka ostatnich lat w kinie polskim i pierwszy od czasów komunizmu film tak ostentacyjnie zaangażowany politycznie. Lenin mawiał, że kino to najważniejsza ze sztuk. Po „Smoleńsku” mógłby zmienić zdanie.

Karolina Korwin Piotrowska: Smutek „Smoleńska”
(Youtube.com)

To podobno miał być polski "JFK", czyli film o historii, która do dzisiaj elektryzuje nie tylko Amerykanów, bo opowiada o tym, jak to się stało, że w biały dzień zamordowano prezydenta USA i jak potem prowadzono śledztwo. Znam ten film, uważam za arcydzieło, choć mocno nagięte ideologiczne, ale warsztat reżysera, genialny sposób opowiadania doskonale skonstruowanej historii i świetna gra aktorów spychają ideologię na drugi plan. Mamy świetny polityczny thriller, który trzyma w napięciu. Wychodząc z kina mamy chęć doczytać coś o tym, co stało się w Dallas, dyskutujemy, a film nie daje nam spokoju, nie tylko dlatego, że Kevin Costner zagrał jedną z najlepszych ról….

Trwa ładowanie wpisu:twitter

To nie jest „polski JFK”. To jest klasyczna opowieść o tym, jak sobie mały Jasio wyobraża katastrofę smoleńską, pisanie scenariusza, reżyserię, efekty specjalne i grę aktorską. Żadna z tych rzeczy nie jest, według mnie, na nawet satysfakcjonującym poziomie. O katastrofie dowiadujemy się tyle, co z nagłówków „Gazety Polskiej”, czyli prezydenta zabili nam Rosjanie do spółki z PO i Tuskiem, na pokładzie samolotu była bomba a media potem wszystko zmanipulowały.

Coś nowego? Nic. Czysta propaganda jednej strony sceny politycznej, propaganda tak nachalna, że „Wiadomości” to przy niej arcydzieło Scorsese czy Wajdy. Trzeba jednak umieć robić propagandę, jeśli chce się ją dobrze robić. Wystarczy obejrzeć filmy Riefenstahl, Bondarczuka, całe radzieckie kino wojenne czy amerykańskie z czasów II Wojny Światowej, wystarczy obejrzeć nawet filmy Poręby, Jakubowskiej czy Petelskich rodem z naszego podwórka; kino megapropagandowe, zaangażowane, ale robione z szacunkiem dla widza, z udziałem warsztatu, a nie tylko nagłówków gazet…

Scenariusz, z pozoru gotowy materiał na świetny film, to dramatycznie nieudolny i chaotyczny zbitek scen, postaci i niedokończonych wątków, z których nic dla widza nie wynika poza tym, że oglądając film, nie wie, czy parsknąć śmiechem, zasnąć, czy jednak wyjść z sali. Ten film, z całym szacunkiem, ale jest skonstruowany jak komercyjne polskie komedie romantyczne. Nie wiem, czy świadomie, ale kopiuje pewien schemat, który sprawdza się komercyjnie w przypadku filmów robionych pod sprzedaż popcornu, coli i biletów. Czyli chodzi o zlepek scen, scenek, gagów, jak w telewizyjnym kabarecie - tu wesoło, tam smutniej, a tutaj polecimy nowoczesnością i mostem Siekierkowskim.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Tu jest tak samo, scenka goni scenkę, tylko, że to nie jest komedia romantyczna, jest z założenia poważniej, choć z nudów, choć nie znoszę, sięgnęłabym od połowy i po popcorn. Tak nie robi się dzisiaj filmów dla widza wychowanego na takich filmach jak „Spotlight”, „Informator”, „Niewygodna prawda”, serialach jak „Gra o Tron”, „House of cCards”, „Narcos” czy „Newsroom”.

Opowiadanie wyłącznie czarno- białej historii to strzał w stopę, pozbawia film niezbędnego w takiej opowieści napięcia, a widz szybko traci zainteresowanie. A można było, pozbawiając scenariusz nachalnej polityki i ideologii, skonstruować fascynującą, choćby jak we wspomnianym „JFK”, sensacyjną, a nie rodem z taniej telenoweli historię, która dzieje się głownie w ciasnych wnętrzach i doszytej materiałami dokumentalnymi. Bo zwyczajnie nie było kasy na film. I widz to wie. Mamy XXI wiek. Widz ma skalę porównawczą większą niż „Ojciec Mateusz” czy „Ranczo”. Naprawdę.

Co najbardziej boli, to fakt, że reżyser, który przecież (co pokazał w swoich poprzednich filmach) ma świetny instynkt do konstruowania obsady, tak fatalnie obsadził film. Rozumiem, że wielu aktorów zagrać nie chciało. Słyszałam o paru odmowach. Dlaczego nie zagrali? Większość pytana o to mówi wprost, że nie chcieli grać w filmie stricte politycznym. Powiem jedno: mieli nosa.

Aktorstwo to najsłabsza część filmu. Redbad Klijnstra jest karykaturą samego siebie. Nie wiem, jak aktor z takim dorobkiem i talentem mógł w ogóle zagrać coś takiego. Strasznie się to ogląda. Jerzy Zelnik miota się chaotycznie, jakby grał w amatorskim teatrzyku, podobnie wszyscy inni, a nad wszystkim drewniana Beata Fido, która gra postać dziennikarki prowadzącej własne śledztwo i podobno przechodzącej przemianę…

To powinna być rola na miarę Agnieszki z „Człowieka z marmuru” Andrzeja Wajdy. Przypomnę - to pierwsza główna rola filmowa Krystyny Jandy. Rola, która na nowo zdefiniowała, czym jest aktorstwo filmowe, pokazała, jakie były wtedy, w połowie lat 70, młode kobiety i rola, po której dziewczyny na ulicach chciały być, myśleć i wyglądać jak Agnieszka.

Pierwsza od lat tak wyrazista, mocna rola kobieca w polskim kinie. Nerwowa, zdeterminowana, zdolna, momentami bezczelna, ale chorobliwie ambitna młoda dziewczyna, która walczy o swoje śledztwo i wizję historii, którą chce opowiedzieć, mimo że wielu chce jej w tym przeszkodzić. Rola, która przeszła do historii światowego kina. Bo reżyser wiedział, co chce opowiedzieć i do realizacji swej wizji wziął absolutną aktorską petardę.

Co jest w „Smoleńsku”? Mamy tu absolutnie przezroczystą panią, która ma minę numer jeden przez pierwszą połowę filmu, a potem minę numer dwa w drugiej połowie. To są jej „środki aktorskie”. Nie wiemy o niej niemal nic, nie znamy jej i nie wiemy nic o jej motywacjach. Nie interesuje nas ona, bo jest przekaźnikiem kolejnych tez scenariusza na temat katastrofy.

Ta rola, piszę to z pełną odpowiedzialnością, jest gwoździem do trumny tego filmu. Bo gdyby była lepiej napisana i zagrana, mogłaby tę historię, mimo koszmarnej ideologizacji, jakoś pociągnąć. Zainteresować nawet największych sceptyków, jak zrobili to bohaterowie „Wszystkich ludzi prezydenta” czy bohater „Informatora” albo nawet dziennikarski duet z filmu „Gry uliczne” Krauzego. Taki film, a reżyser tej klasy powinien to wiedzieć, musi mieć mocnego bohatera, za którym widz pójdzie. Tu mamy tylko kukiełkę i jej dwie miny. Szkoda wielka.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Jedynym jasnym punktem jest rola Aldony Struzik, żony generała Błasika. To jedyna w miarę napisana postać, której widz może być ciekaw. Kobieta walcząca o dobre imię męża i o rodzinę. Kobieta, która dla dobra swoich bliskich gotowa jest na wiele. Nie wiem, co się stało, że ten wątek, który mógłby być bliski wielu ludziom, jest tak okrojony, ale tutaj jedynie był jakikolwiek, moim zdaniem, potencjał na uratowanie tej opowieści. No i Lech Łotocki jako Lech Kaczyński. Jest jakieś ciepło w tym aktorze, który choć do zagrania ma malutko, pozostaje w pamięci.

Tu była szansa na piękną, ponadczasową i grającą na emocjach historię, taką jaką namalował nam Wajda w „Katyniu”, gdzie los polskich oficerów zamordowanych w katyńskim lesie opowiedziano poprzez losy czekających na nich kobiet, żon, matek, sióstr i córek. Zrobiono tutaj propagandowy, polityczny plakat wydrukowany na powielaczu, ozdobiony śmiesznymi efektami specjalnymi rodem z najgorszych horrorów klasy C i zakończony niby mistyczną sceną, która zamiast wzruszyć, nieodparcie śmieszy…

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Aż nie chce się w to wierzyć, ale tak jest. Zniszczyliście nam, butni panowie producenci, tę historię. Zbrukaliście ją ostatecznie. Gorzej niż bezczelni politycy, którzy używają jej w walce politycznej. Zamiast czegoś, co mogło pozostawić w nas piękny ślad, mamy gotowy materiał na memy i bezwzględną ironię.

Otworzyliście tym filmem wrota do piekła internetowej „beki ze Smoleńska”, bo poziom tego filmu i jego realizacja aż prowokują do tego. Powstał film zły. Po prostu źle zrobiony. Poniżej obowiązujących dzisiaj, w XXI wieku, standardów. Miejmy odwagę to powiedzieć, miejmy odwagę, mimo ryzykownej tematyki, przyznać się, że ktoś tutaj straszliwie nawalił.

I tylko reżysera mi żal. Bo to coraz bardziej zmęczony wszystkim, co go otacza człowiek, który nie wziął się znikąd, a stoczył tutaj rozłożoną na lata heroiczną i wyniszczająca dla samego siebie walkę o film, który na pewno nie był tego wart.

Karolina Korwin Piotrowska specjalnie dla o2

Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić