aktualizacja 

Małaszyński: Nie chcę brać udziału w programach rozrywkowych

W rozmowie z o2.pl Paweł Małaszyński mówi, dlaczego nie wystąpił w "Tańcu z Gwiazdami", w jakim filmie chciałby zagrać oraz czy ma czas na muzykę i aktorstwo.

Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim
Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim (East News)

Bartosz Boruciak: Aktor, muzyk...

Paweł Małaszyński: Przyjaciel młodzieży, tancerz[śmiech].

Miałeś propozycję udziału w „Tańcu z Gwiazdami”?

Tak. Dzwonili do mnie z siedem razy.

Potem już odpuścili?

Powiedziałem, żeby już nie dzwonili, bo nie chcę brać udziału w tego typu programach rozrywkowych. Z całym szacunkiem - to nie moja bajka.

Wciąż nie zmieniłeś zdania?

Nie. Potem niektóre programy proponowały mi miejsce w jury. Podziękowałem. Kim ja jestem, żeby kogoś oceniać.

Nawet w programie muzycznym?

Nie, nie, nie [śmiech]. Nie jest to w mojej naturze, by oceniać innych.

Nie wierzę, że nie chciałbyś oceniać młodych zespołów

Sam mam młody zespół. Gramy dopiero 12 lat. Trzeba iść małymi krokami do przodu. Zawsze mieliśmy pod górkę, ale pod górkę to też do przodu.

Dlaczego zespół Cochise nie jest bardzo znany, mimo że w nim grasz?

Nie jesteśmy bardzo znani, bo być może jesteśmy beznadziejni, wtórni, nijacy, za starzy, być może dlatego, że nie śpiewamy po polsku, może dlatego, że nie puszczają nas tak często w radiu, a może dlatego, że śpiewa tam właśnie Małaszyński, to z miejsca jesteśmy przegrani i przede wszystkim może dlatego, że Cochise nie tworzy muzycznych hamburgerów, a parę by się przydało? Stary, nie wiem. Nie zaprzątam tym sobie głowy.

Jesteś muzycznym slow foodem [śmiech]?

Na pewno nie jestem kebabem. Nasza muzyka jest trudna dla statystycznego słuchacza, który lubi komercyjne rozgłośnie radiowe. I to, co mówiłem wcześniej - nie śpiewamy po polsku. Taka nasza droga. Przepraszam.

Nie kusiło cię, żeby napisać i zaśpiewać polskie teksty?

Na pierwszych dwóch płytach śpiewaliśmy po polsku. Na obecnym etapie nie czujemy się na siłach tworzyć w języku polskim. Z drugiej strony napisanie polskiego tekstu jest bardzo trudne. Jest mało osób, które potrafią napisać dobry tekst. Do tej grupy na pewno zaliczają się: Nosowska, Janerka, Waglewski, Fisz. Rogucki ma także ciekawe teksty.

Co powiesz o jego zdolnościach aktorskich?

Piotrek jest odwrotnością mojej osoby. Rogucki najpierw odniósł olbrzymi sukces z zespołem Coma, gdy był jeszcze w szkole aktorskiej. Ludzie kojarzyli go jako wokalistę, a nie studenta szkoły teatralnej. U mnie było odwrotnie. Z Piotrkiem spotkaliśmy się pierwszy raz na planie „Oficera”, porozmawialiśmy o naszych zespołach. Po trzech miesiącach od rozmowy piosenka „Leszek Żukowski” była wielkim hitem. Piotrek aktorsko, tak jak ja, cały czas się uczy, jeżeli ma szansę, bo wiem, że to kocha.

Gdyby Paweł Kukiz zadzwonił z propozycją współpracy, zgodziłbyś się?

Zależy co masz na myśli. Ostatnio spotkaliśmy się z Pawłem w TVN24 . Chwilę sobie pogadaliśmy. Jeżeli mówimy o współpracy w stylu: zaśpiewasz tekst, który ci napiszę, to nie skorzystałbym. Wolę pisać sam.

Twój kolega Tomasz Karolak skorzystał z usług Pawła Kukiza.

Tego nie wiedziałem. Mówisz o piosence „Tylko Bądź”?

Tak.

Tekst to jednak sprawa intymna. Ciężko byłoby mi śpiewać czyjś tekst w Cochise. Cover tak - to co innego. Najpierw słucham tekstu, dopiero potem muzyki. Ja moje teksty piszę po angielsku, bo lepiej się w nim czuję. Po pierwsze, daje to większe pole do interpretacji, a po drugie jesteśmy w Europie i nie chcemy się ograniczać do naszego kraju.

Wyobraźmy sobie, że zrobiłeś międzynarodową karierę jako aktor i muzyk. Wolałbyś otrzymać Grammy czy Oscara?

Zdecydowanie Grammy. Najpierw w moim sercu pojawiła się muzyka. Teraz robię więcej lepszych rzeczy z zespołem niż na planie zdjęciowym. Nie dostaję obecnie tak ciekawych propozycji, jakie chciałbym otrzymywać. Dlatego rzadko występuję w telewizji czy w kinie. Kocham to oczywiście, ale wole nie grać, jeżeli miałbym grać w czymkolwiek. Teatr to podstawa. Pozwala mi nie zwariować, a zespół pozwala mi odpłynąć.

Kiedyś występowałeś częściej. Co się zmieniło ?

Dostawałem propozycje, które mnie interesowały. Korzystałem z nich, bo chciałem. Jedne były lepsze, drugie gorsze.

W filmie „Ciacho” udało ci się zachować twarz [śmiech].

To za to daj mi Oscara [śmiech]. Nikt z aktorów grających w tym filmie nie wiedział, że tak się to skończy. Doskonale nam się pracowało. Potem gdy zobaczyliśmy wszystko na ekranie, dziwiliśmy się, że my to zrobiliśmy. Nigdy nie żałowałem, że wystąpiłem w „Ciachu”. Przełknąłem to i poszedłem dalej.

Gdzie się czujesz lepiej - na scenie z zespołem czy na planie zdjęciowym, a może na deskach teatru?

Kocham wszystko taką samą miłością. Wszystko, co robię, jest dla mnie bardzo ważne. Więcej możliwości mam teraz w teatrze, gdzie się cały czas rozwijam - ciekawych propozycji serialowych i filmowych nie mam zbyt dużo.

W jakiej produkcji chciałbyś więc zagrać?

Nie ma czegoś takiego. Liczy się dobry scenariusz.

Dlaczego postanowiłeś wystąpić w drugiej części „Listów do M”? Scenariusz był dobry?

Dlatego, że wszyscy aktorzy z pierwszej części zgodzili się wystąpić w drugiej odsłonie „Listów do M”. Na początku dostałem scenariusz, przeczytałem, podszedłem do niego sceptycznie. Powiedziałem ekipie produkcyjnej, że kontynuacje zazwyczaj się nie sprawdzają, więc po co psuć coś, co jest dobre. Myliłem się. Publiczność, jak widać po wyniku oglądalności, pokochała ten film.

Jaka rola była dla ciebie najtrudniejsza?

W tym zawodzie nie ma ról łatwych. Gdybym musiał wskazać, to w „Misji Afganistan” i w „Oficerach”. Pod każdym względem.

Otrzymywałeś oferty od partii politycznych?

Nigdy. Moje poglądy polityczne zachowuję dla siebie. Nie afiszuję się z nimi.

Co sądzisz o artystach wchodzących do polityki?

Nie jestem od oceniania życia zawodowego i prywatnego moich kolegów. Pewnie chodzi ci o Tomka Karolaka. Nie lubię, gdy ktoś wchodzi z butami w moje życie i ja tak samo nie robię. Wracając - każdy kieruje swoim życiem zawodowym i prywatnym tak, jak ma na to ochotę.

Nie lubisz, gdy określa się ciebie jako…?

Amanta. To cały czas się za mną ciągnie, odkąd zagrałem w „Magdzie M.”. Przyklejanie łatek w polskim show-biznesie jest bardzo naturalne. Nigdy z tym nie walczyłem, bo jest to walka z wiatrakami. Mój czas już minął na szczęście. Są już inni i niech oni wiodą prym i noszą tę koronę [śmiech].

Walczysz natomiast na różnych polach zawodowych. Masz na wszystko czas?

Uporządkowany terminarz na parę miesięcy do przodu i dajesz radę. Oprócz teatru, filmu, zespołu mam jeszcze życie rodzinne. Jestem ojcem, mam dwójkę dzieci.

Zauważasz w pociechach zdolności artystyczne?

Na razie nie. W przyszłości kto wie?

Ile mają lat?

Jeremiasz ma 11 lat, a Lea 2 latka.

Planujesz już kim będą w przyszłości? Może pójdą w ślady taty?

Nie będę ustawiał życia swoim dzieciom. Zawsze im pomogę, ale ich życiem kierować nie będę. Powiem im co jest dobre, a co złe. Mam w tym doświadczenie.

Wracając do aktorstwa - twoim zdaniem jest coś takiego jak środowisko aktorskie? To, co było kilkadziesiąt lat temu.

Myślę, że jest. Tylko nie mamy na to zbyt wiele czasu. Spotykamy się na tzw. koloniach, jak ja to nazywam, przy robieniu spektaklu w teatrze, przy pracy nad serialem czy filmem - i tak w kółko. Kiedyś aktorzy byli bardziej ze sobą zżyci. Wtedy było radio, teatr i od czasu do czasu telewizja.

Zdarzyła ci się sytuacja, że przeczytałeś scenariusz, odrzuciłeś go, a potem miałeś ulgę, bo film okazała się klapą?

Oczywiście [śmiech]. Mam nosa do tego. Chociaż zrobiłem dwie produkcje, które nie wyszły, czyli „Ciacho” i „Weekend”. Te filmy miały wyglądać inaczej, a wyszło jak wyszło. Na szczęście nikt z nas nie jest wyrocznią i nie wie, co osiągnie sukces, a co nie.

To jeszcze raz życzę ci nagrody Grammy.

Fryderykiem również bym nie pogardził [śmiech].

Rozmawiał: Bartosz Boruciak

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić