Dzwoniła na 112. Przykre co ją spotkało. Dramatyczne sceny w Warszawie

Pani Aleksandra opisała na Facebooku interwencję medyków na stacji metra Służew na poziomie -1 w Warszawie. Zobaczyła tam leżącą na ziemi, drobną kobietę. Przechodnie próbowali pomóc poszkodowanej. Nie wiadomo, jak długo tam leżała. Kobieta zadzwoniła po pomoc na numer alarmowy 112. - Myślę, że automat skieruje mnie do najbliższego operatora. Nic bardziej mylnego - zaczyna swoją relację.

Pani Aleksandra została poproszona przez operatora o swoje imię i nazwisko, określenie wieku i stanu osoby poszkodowane. -  Opowiadam, w jakim stanie jest chora, że oddycha bardzo słabo, jest bezwładna i co chwila traci przytomność - relacjonuje pani Ola. Według dyżurnego mogło dojść do udaru lub zawału. Nagle pojawiają się nieoczekiwane problemy.

" Proszę pilnie o karetkę na stację metra Służew, ale pan nie wie, gdzie to jest. Tłumaczę: metro Służew, wejście północne przy ul. Wałbrzyskiej. Człowiek pyta, jakie to miasto i dzielnica. – Mokotów. Stacja metra Służew. – Czy to jest Służew 01? – pyta po chwili. Pewnie chodzi mu o któryś z przystanków autobusowych w okolicy. - To stacja metra, wejście przy Wałbrzyskiej – powtarzam coraz bardziej zirytowana. – Ale jaki adres ? – dopytuje operator. – Metro Służew, na rogu Wałbrzyskiej. Proszę przysłać karetkę – krzyczę. – To przełączam Panią do ratunkowego – słyszę i myślę , że wreszcie będzie to dyspozytor najbliższej stacji pogotowia" - relacjonuje kobieta.

"Te same pytania: co się dzieje, o stan chorej, wszystko od początku i ustalanie adresu . – Stacja metra Służew, poziom -1, wejście od Wałbrzyskiej. - Jaka to dzielnica ? – pyta operatorka. – Czy Pani jest w Warszawie, czy w Gdańsku? – nie wytrzymuję" - relacjonuje pani Ola.

W tym momencie kobieta wraz z chłopakiem, który jej pomaga, próbowali obudzić poszkodowaną. Jej usta robiły się sine, traciła oddech. Pytają ją, czy choruje na serce. - Mam stymulator - odpowiedziała i znów "odpłynęła".

"Proszę przysłać karetkę – krzyczę przez telefon. Ale kobieta po drugiej stronie kontynuuje opowieść, że należy ułożyć chorą na boku, rękę pod głowę... - To już dawno zrobione, mówiłam poprzednikowi. Proszę wreszcie wysłać karetkę, a nie gadać kolejne 10 minut. Kierowca z Warszawy chyba będzie wiedział, gdzie jest metro Służew. Operatorka oburza się na mnie. Szczęśliwie pojawia się dyżurna z Metra, ma walizeczkę reanimacyjną i radio, łączy się ze swoją centralą. I to chyba dzięki nim w końcu przyjeżdża pogotowie" - relacjonuje dalej pani Aleksandra.

Po 25 minutach pojawili się ratownicy. Zabrali poszkodowaną na nosze. Zapytali, gdzie jest winda. Okazało się, że jej nie ma.

"Tu właśnie przy Wałbrzyskiej, przy węźle komunikacyjnym przesiadkowym (9 autobusów, 3 przystanki) , gdzie jest najwięcej ludzi, gdzie jest punkt obsługi pasażerów i jedyna toaleta, nie ma windy ani schodów ruchomych do metra. Niepełnosprawni, kobiety z wózkami, starzy ludzie są odcięci. Ratownicy muszą się więc wspinać z noszami po schodach, dobrze że nieprzytomna jest drobną kobietą" - zauważa pani Ola.

Kobieta napisała, że walczy o windę w tym miejscu od lat. Twierdzi, że wysyłano petycje w tej sprawie do prezesa Zarządu Metra, Zarządu Transportu Miejskiego, prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Niczego to nie zmieniło. - Windy nie ma, bo jej nie było w planach, a nie było w planach, bo jej nie zaplanowano i tak w koło Macieju od lat - napisała mieszkanka Warszawy.

"Ostatnio odpowiedni Dyrektor ds. Polityki Rozwoju w Warszawie Waldemar Lasek odpowiedział, że "budowa windy wymagałaby analiz" (myślę, że nawet studiów i dyplomu inżyniera), a poza tym deweloper, który chce w pobliżu zbudować nowe centrum biurowo-handlowe, jest zainteresowany budową własnej windy do metra. Oczywiście – jeśli w końcu ktoś tu coś zbuduje, będzie zainteresowany, żeby winda dowoziła klientów z peronu wprost do sklepów. Ale to znów z dala od Wałbrzyskiej, od wejścia, gdzie autobusy, przesiadki, największy ruch, jedyna toaleta i punkt obsługi pasażerów. W niczym to nie pomoże niepełnosprawnym. Powtórka z rozrywki. Bo istnieją już takie dwie windy, nie tam, gdzie są najbardziej potrzebne, a tam gdzie ktoś miał interes komercyjny - 400 metrów dalej, w głębi osiedla. Jedna winda - przy zrujnowanym i w połowie zamkniętym centrum Land, druga WEWNĄTRZ W APARTAMENTOWCU - dodała kobieta.

Pani Aleksandra pisze wprost, że telefon 112 nie działa odpowiednio, bowiem nie daje możliwości rozmowy z osobami, które znają miasto, w tym przypadku Warszawę. Zauważa również, że jest to najważniejsze wejście do metra, które przecież ma być schronem w razie wojny. Jej zdaniem przedstawiciele wyżej wymienionych instytucji są "zadowoleni z sytuacji, Rada Miasta bezradna, prezydent miasta Rafał Trzaskowski - niezainteresowany". -  Tak się sprawy mają - dodała na koniec.

Z kolejnego postu pani Aleksandry wynika, że poszkodowana kobieta, pani Ania, jest już w lepszym stanie. Podziękowała za pomoc, jaką otrzymała od ludzi. - Ze mną jest w porządku. Na SORze postawili mnie na nogi. Na szczęście to nie serce. Jeszcze raz bardzo, bardzo dziękuję - napisała pani Ania.

W sprawie braku windy skontaktowaliśmy się z przedstawicielami Metra Warszawskiego i Zarządu Transportu Miejskiego. Czekamy na odpowiedź.