To miało być zwykłe selfie z dziećmi. W tle pojawił się duch
Gdy przyjrzycie się zdjęciu, zobaczycie Emmę Johnson oraz trójkę jej małych dzieci. Kobieta zabrała pociechy do kina na film "Gdzie jest Dory", a po seansie postanowiła uwiecznić wspólną chwilę grupowym selfie. Nie spodziewała się, że kilka rzędów dalej "coś" ich obserwuje...
Emma ma 35 lat i mieszka w New Brighton na obrzeżach Liverpoolu. Tamtego dnia wybrała się z dziećmi na seans do Light Cinema, gdzie po końcowych napisach poczekała, aż wszyscy goście opuszczą salę, aby nikt obcy przypadkiem nie zepsuł swoją obecnością rodzinnej fotografii.
W rogu sali, poza kadrem siedziała jeszcze dwójka przyjaciół Emmy. Kobieta odwróciła się pytając ich, czy już wszyscy sobie poszli i czy nareszcie mogą zrobić pamiątkowe selfie. Kiedy usłyszała, że sala jest pusta, aparat zrobił zdjęcie, a rodzina wróciła zadowolona do domu. Dopiero wtedy wyszło na jaw, że z fotką jest coś nie tak...
- Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam. Kilka rzędów za nami - tam, gdzie nikogo już nie było - zza jednego z krzeseł wychylała się niemal przezroczysta twarz. To "coś" przypominało małą dziewczynkę z misiem u boku - zwierzyła się przerażona Emma. - Powiedziałam swoim dzieciom, że to reklama najnowszych "Pogromców duchów", aby ich nie wystraszyć - dodała kobieta.
A więc co to może być? Skaza na obiektywie? Photoshop? A może prawdziwy duch?
