Myślisz, że to miłość? Ona jest z tobą ze strachu

44

Napiszę ci o tym, o czym ona nie ma odwagi powiedzieć. Ba, jeszcze o tym nie wie. Nie dopuszcza do siebie myśli, że może być inaczej, że ma prawo zmienić wszystko i odejść. Nie dziś, nie jutro, bo nie ma siły, ale kiedyś ta bezsilność wypchnie ją za drzwi. Albo ktoś wyciągnie ją za rękę i nie zaprotestuje.

Myślisz, że to miłość? Ona jest z tobą ze strachu
(Pixabay.com)

Przysięgała ci. Nieważne, czy w białej sukni, czy przed urzędnikiem z orłem na klacie, czy po pijaku, pod latarnią, w czasie spaceru. Że wy to już na zawsze i dla wszystkiego, co wspólne. Jak to się mówiło w dzieciństwie? Pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika... a śmietnik się spalił, czy jakoś tak.

Co się stało? Co zrobiła źle? Jeszcze niedawno uwielbiałeś patrzeć, jak śpi i odgarniać jej włosy, które niezgrabnie opadały na twarz. Zaraz zaczniesz się unosić, że ona też była inna, że takie jest życie, że czego chce. No tak, nie bijesz i nie pijesz. A ona już nie chce niczego. Tylko spokoju. Nie kwiatka raz na miesiąc, wyznania miłości w przypływie rozczulenia. To słodkie, ale gorycz tego, co pomiędzy paraliżuje i nie pozwala się cieszyć.

Nie, nie naoglądała się głupich seriali. Nie oczekuje, że będziesz ją nosił na rękach. Owszem, rozczula ją widok staruszków trzymających się za rękę, ale wzruszeniu miejsca ustępuje strach. Wie, że nigdy nie będziecie taką parą. I boi się, że po tak wielu latach nie zmieni się nic, że będzie musiała dotrzymać słowa i zestarzeć się z Tobą. To, co napiszę jest trochę na wyrost, bo ona cię kocha i ciągle się łudzi, że coś się zmieni. Jednak powiem coś, co jest największą obelgą dla wszystkich partnerów świata. Ona jest z tobą ze strachu.

Czasami wolałaby dostać w mordę. Przynajmniej siniak pozwolił jej uwierzyć, że to prawda, że już nie jest najpiękniejsza, cudowna i ważna. Jest. To ci wystarcza. Ją wykańcza.

Pamiętasz Sapera? Taką grę ze starego Windowsa. Nikt do końca nie kumał zasad. Wciskał pola na chybił trafił, próbował tworzyć teorie. Czuł, jak wzrasta mu adrenalina, ale cokolwiek by nie zrobił, wcześniej czy później wpieprzył się na minę.

Była przekonana, że ta ciężka praca, jaką jest tworzenie rodziny, opłaca się. Wierzyła, że to cudownie mieć do kogo wracać, o kim pamiętać i kogo rozpieszczać. Uśmiecha się teraz gorzko pod nosem, wracając z pracy. I zastanawia się, czy dziś będzie miała fart, czy jednak znów trafi na zły dzień. Na minę. Za każdym razem, kiedy sądzi, że osiągnęła już wyższy level wtajemniczenia w unikaniu konfliktów, okazuje się, że radość była przedwczesna. Nigdy nie chcesz mówić, co Ci jest, co się stało. Domyśla się, że zły dzień, korek, szef, niewyspanie, ale to nic nie znaczy. Za wszystko obrywa ona. Nie, nie bijesz. Bez przesady. Nie jesteś taki. Wszyscy potwierdzą, że fajny z Ciebie gość.

Życzliwy, żartobliwy i rozmowny. Chętny do pomocy i uczynny. Trochę wodzirej. Ona nawet lubi, kiedy miewacie niezapowiedzianych gości. Jesteś dla niej wtedy taki czuły. Mówisz "kochanie" i "kotku". Cieszy się, o ile uda jej się wmówić sobie, że po prostu tak masz, że przed samym wejściem gości bluźnisz pod nosem, że jesteś zmęczony, a po chwili otwierasz im drzwi z uśmiechem.

Wiesz o niej wszystko. Oddała się rodzinie. Marzyła o dobrej i szczęśliwej. Takiej z rosołem w niedzielę i sokiem pomarańczowym w lodówce. O takim codziennym dźwiganiu zasranych zakupów z uśmiechem i świadomością, że bliscy ucieszą się z ulubionych drobiazgów. Dzieci się cieszą, dlatego wciąż to robi. No właśnie, dzieci. Staje na rzęsach, by miały normalny dom. Martwi się o córkę. Co, jeśli rosnąc w takim otoczeniu, uzna, że to normalne? Że można mówić, że się kogoś kocha, a kopać słowem i milczeniem? Ona twierdzi, że dla niej już za późno, że klamka zapadła. Tylko te dzieci. Nawet gdyby chciała odejść, to co z nimi?

Jesteś psem ogrodnika. Honor nie pozwoliłby Ci puścić tego płazem. Chce rozwodu? Niech wszyscy wiedzą, że jej się w dupie przewraca. Chce odejść? To niech wypieprza z mieszkania i radzi sobie sama. On będzie wpadał z prezentem weekendami i przypominał dzieciom, kto tutaj jest dobrym rodzicem, a kto ośmielił się rozbić nieświętą rodzinę.

Jest jej niedobrze. Niedobrze na myśl, że miałaby to wszystko zostawić, rozpieprzyć i nie uzyskać spokoju, tylko jeszcze tłumaczyć wszystkim, że było jej źle. Tłumaczyć dzieciom, dlaczego tatuś z nimi nie mieszka. Rodzicom, że co to za fanaberia, w dupie się przewraca, przecież nie dał żadnego powodu. Nie bił, nie pił, pracował i był dla wszystkich taki miły! A kiedyś to ona była wszystkim. Dziś chyba nikim.

Wszystko gra, dopóki działa jak w zegarku. Obiad na stole, zakupy, ogarnięte potrzeby dzieci. Najlepiej jeszcze uśmiech na twarzy i seksowny gorset wieczorem. Mogłaby tańczyć na rzęsach i jednocześnie ubijać schaby. I co? I nic. Dopóki nie podpadnie. Dopóki nie będzie dnia, w którym wejdzie na minę. On jest zmęczony i zestresowany. Ona we własnym domu ośmieliła się postawić kubek nie tam, gdzie trzeba. A w czasie brania prysznicu we własnej łazience, którą też przecież sprząta, trochę się zapomnieć i nachlapać wodą. I wtedy słyszy, że o nic k...a nie dba, że rzygać się chce, że ile razy można powtarzać. Albo nie słyszy nic, bo jego nie ma, jest tylko ciałem, a na każde pytanie odpowiada, że nic.

Już się nauczyła, że nie ma wolnego, że jej nie boli głowa i nie choruje. Wie, że kiedy sama ma zły dzień, usłyszy ciężkie wzdychanie i zobaczy, jak przekręcasz oczami. Nie, nie terroryzujesz jej. Coś ty, jesteś przecież spoko gość. Ona może umawiać się i wychodzić, żyje normalnie, jesteście zwyczajną rodziną. Każdy ma problemy przecież, nie?

Tylko szkoda, że wraca tak późno. Szkoda, że tak długo jej nie ma. I czy wie, ile Cię to kosztuje, jak dawno sam nie odpoczywałeś, jakie dzieci były nieznośne?! Już nie mówi, że miała zły dzień. Kiedy kona z bólu, bo okres, idzie po cichu do apteki i pyta, czy ty czegoś nie potrzebujesz. Akurat możesz mieć dobry dzień. Zareagujesz życzliwie, mówiąc: „idź, wracaj szybko”. Gorzej jeśli nie. Do bólu podbrzusza dochodzi ból żołądka, bo znów ośmieliła się o coś prosić. Wraca do domu i w kieszenie zaciska pięści. Kalkuluje, czy na starcie nie przekreśliła swojej pozycji. Czy nie stało się coś, co sprawia, że z marszu stanie się nikim. Tym cholernym, niepozmywanym kubkiem, kaloryferem, którego zapomniała zakręcić przed wyjściem. Ty miewasz gorsze dni. Zapominasz. Zdarza się. Ona odpieprza, nigdy się nie nauczy i znowu to samo.

Próbowała, na spokojnie po burzy. W histerii i łzach. Brać na litość i wydzierać mordę. W najlepszym wypadku - przeprosiny, całowanie rączek, obietnice i 3 dni sielanki, która na tle codzienności wypada jak Mandaryna bez podkładu. Zwykłe, ciepłe gesty trącą kiczem. Wzbudzają czujność. Uruchamiają domysły. Najczęściej chodzi o seks. Jeśli wieczorem całuje ją jak kiedyś i bierze jak lubi, to ona wie, że musi się nacieszyć. Często płacze, bo wie, jaki jest ciąg dalszy. Nie odejdzie od Ciebie. Nie szuka pretekstu. Nie chce zmian. Boi się, że będzie gorzej. Jest z Tobą ze strachu, z troski o dzieci, z braku sił na tłumaczenia światu, że wcale nie byliście taką fajną i zabawną parą. Nie odejdzie fizycznie.

Bo wiesz, jej w zasadzie już nie ma. Wycofała się i nie chce mieć wspólnych spraw. Problemy stara się rozwiązywać sama, bo kiedy o nich słyszysz, wpadasz szał, bo wszystko się pierdoli i nie masz siły. Radość skrywa, pielęgnuje. Jest jej. Łapy precz ze swoją, na pewno schowaną za plecami, miną.
I będzie tak trwać. Smutnieć. Gasnąć. Coraz mniej się starać, gotować obiad, bo przecież musicie coś jeść, a nie dlatego, że lubi o Ciebie dbać. Odpoczywać wtedy, kiedy Ciebie nie będzie. Tańczyć tak, jak uwielbiałeś, kiedy nie będziesz patrzył. Śmiać się w głos tak jak kiedyś, ale już nie do Ciebie.

Nie... nie zostawi Cię. Nie potrafiłaby i tak być szczęśliwa. Zniszczyłoby ją poczucie winy, łatka tej, która rozbiła rodzinę. Nie wytrzymałaby presji wszystkich, którzy czekaliby tylko, aż "idiotka w kryzysie wieku średniego, której się romansów zachciało" potknie się. Byłaby nieszczęśliwa inaczej. Rozdarta pomiędzy marzeniem, by odejść, a świadomością, że zraniłaby zbyt wiele osób. Boi się, że straci wszystko, co ma, bo dla Ciebie już jest nikim. Boi się chyba, że nie złapiesz jej nawet za mankiet, kiedy będzie wychodzić. Albo jeszcze bardziej, że właśnie to zrobisz, a ona znów ci uwierzy.

Aleksandra Radomska, autorka bloga mamwatpliwosc.pl

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić