"To może być nowa twarz feminizmu"
Informacja o aresztowaniu Emily Ratajkowski obiegła światowe media. Zresztą tak, jak dzieje się ze wszystkimi jej roznegliżowanymi i wyuzdanymi zdjęciami. Pytanie tylko, czy te pozornie odległe od siebie zdarzenia nie mają jeszcze jednego wspólnego, nie tak oczywistego już wymiaru.
No bo jaką percepcję, mającej ponoć polskie korzenie, modelki ma przeciętny człowiek? Ot prawdziwa diwa Instagrama, bo jeśli obserwuje cię 20 mln osób, to nie jesteś już tylko gwiazdką. Jeden z „aniołków” Victoria’s Secret, który bardzo lubi chwalić się wszem i wobec ciałem. Nagim. Boskim.
Tymczasem okazuje się, że Emily Ratajkowski to też… feministka. Mocno zaangażowana w sprawy kobiet. W nocy aresztowana w USA za udział w protestach przeciwko nominacji sędziego, który miał dopuścić się molestowania kobiet. Ostra i bezkompromisowa, mimo tego, że pokazuje biust na Insta, mimo tego, że ktoś mógłby jej zarzucić: "sama podkręcasz taką społeczną rolę kobiety-ozdoby".
A może to perspektywa tylko tego naszego rodzimego feminizmu? Feminizmu, który brzydzi się wszystkim tym, co piękne w kobiecej naturze. Feminizmu, który stara się zrobić z kobiet nowych mężczyzn, który odrzuca wszystko to, co cielesne, zmysłowe, kuszące. Feminizmu, który krzyczy: "golenie pach jest objawem męskiej represji wobec kobiet!".
Otóż nie jest. Można depilować się, być niezależną kobietą sukcesu i walczyć o kobiece prawa. Można pokazywać co dnia biust w mediach społecznościowych, a jednocześnie mówić: to mój biust i moje prawa, to że coś takiego robię nie oznacza jeszcze przyzwolenia na nic. Można być gwiazdą Instagrama i być feministką. Mogą cię znać miliony, albo kojarzyć znikomy procent tak, jak jest z polskimi feministkami, co ostatnio boleśnie obnażyły sondaże zlecone dla "Wysokich Obcasów".