O zaginięciu poinformowało Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych:
8 marca br. w godzinach popołudniowych podczas szkolenia taktycznego z użyciem bezzałogowca utracono łączność pomiędzy statkiem powietrznym, a stacją kontroli i kierowania. Analizując trasę lotu drona udało się określić prawdopodobne miejsce znajdowania płatowca. Aktualnie trwają poszukiwania bezzałogowca.
Lakoniczną informację rozwinęli nieco reporterzy rmf24.pl. Według nich chodziło o drona z krakowskiej jednostki wojskowej Nil. Sądząc po zdjęciu w notce prasowej Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, może chodzić o produkt gliwickiej firmy Flytronic.
Żołnierze przeszukiwali okolice Tychów. Jak podaje serwis gazeta.pl, drona odnaleziono około 25 km od poligonu. Póki co nie podano przyczyny jego niekontrolowanego odlotu.
Co ciekawe, to nie pierwsza taka "ucieczka". W maju 2015 roku inny dron "zdezerterował" z poligonu w Nadarzycach. Jeszcze wcześniej wojsko informowało o "ucieczce" takiej maszyny w okolicach Torunia. W obu przypadkach urządzenia także udało się odnaleźć.
Wojsko zgubiło drona podczas operacji BVLOS, czyli poza zasięgiem wzroku operatora. Konstrukcja wykorzystywanych przez armię bezzałogowców (samolotów) sprawia, że w razie awarii (np. zasilania), bez aktywnego tzw. trybu failsafe, mogą one poszybować w nieznane i spaść w sporej odległości od miejsca ostatniego kontaktu.
Drony cywilne, które w większości kojarzymy z wirnikowcami (np. DJI Phantom), w przypadku awarii zasilania zachowują się inaczej. Maszyna po prostu spada jak kamień. Wojsko nie korzysta jednak z takich rozwiązań na dłuższych trasach, ponieważ zasięg wielowirnikowców na baterii jest mniejszy, niż samolotów.
Nie przegap:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
