Ocieplanie klimatu to poważny problem. Okazuje się jednak, że topnienie lodowca na Antarktydzie i podnoszenie się poziomu oceanów to nie jedyne zmartwienia. Naukowcy z Reading twierdzą bowiem, że zmianie ulegnie również czas podróżny pomiędzy wschodnią i zachodnią hemisferą. Co więcej, będzie to zmiana na gorsze. O ile czas przelotu ze Stanów Zjednoczonych do Europy może delikatnie się skrócić, o tyle w wyniku zmiany składu atmosfery podróż powrotna może być już zauważalnie dłuższa - piszą badacze z Reading w "Environmental Research Letters".
Jakie argumenty mają naukowcy? Zwykle w podróżach pomiędzy Starym i Nowym Światem piloci wybierają trasę pokrywającą się z korytarzami silnych prądów wodnych, przepływających przez Ocean Atlantycki, jak np. Golfsztrom. Dzięki wiatrom towarzyszącym tym prądom czas podróży samolotem wyraźnie maleje i wiedzą o tym doskonale przewoźnicy z całego świata, którzy codziennie planują tą drogą ponad 600 lotów. Jeśli jednak poziom dwutlenku węgla w atmosferze podwoi się, wówczas na tych trasach będą występować częste turbulencje. Zwiększy się także spalanie paliwa oraz emisja dwutlenku węgla, a finalnie wzrośnie też cena samych biletów lotniczych - przekonują badacze.
Odnotujemy spory wzrost czasu podróży w dwie strony, co oznacza, że samoloty będą zostawać dłużej w powietrzu. Jeśli adaptować tę zmianę do transatlantyckiego ruchu lotniczego, wyjdzie ponad 2000 dodatkowych godzin każdego roku, co będzie kosztować przewoźników i klientów dodatkowe 22 miliony dolarów wydanych na paliwo, a środowiskowo zaś kolejne 70 mln kg wyemitowanego do atmosfery dwutlenku węgla - powiedziała BBC dr Paul Williams z Uniwersytetu w Reading.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
