Byli w pokoju Mirelli. W takich warunkach spędziła 27 lat
Ta historia wstrząsnęła całym krajem. Mirella ze Świętochłowic przez 27 lat miała nie opuszczać swojego mieszkania. Sąsiedzi myśleli, że zaginęła w 1997 roku. "Fakt" odwiedził mieszkanie, w którym przez lata przebywała kobieta.
Sąsiedzi po raz ostatni widzieli Mirellę najprawdopodobniej w 1997 roku. Ponownie o jej istnieniu dowiedzieli się dopiero 29 lipca 2025 roku. Właśnie wtedy, po awanturze w jej mieszkaniu, wezwali policję oraz pogotowie.
Nasze pogotowie zostało zadysponowane przez policję. Gdy transportowaliśmy ją do szpitala, pacjentka powiedziała nam, że od ponad 20 lat nie wychodziła z domu - przekazał w rozmowie z "Faktem" Łukasz Pach, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Rośnie podział w PiS? Politycy skomentowali ruch z Morawieckim
Po dwóch miesiącach w szpitalu kobieta wróciła do swojego mieszkania. W to miejsce udali się reporterzy "Faktu". Ujawnili, że lokal ma dwa pokoje. W jednym z nich, na kanapie, zastali Mirellę. Jej matka co prawda zaprosiła do środka, ale początkowo nie pozwalała córce dojść do głosu.
My już mamy dość tego wszystkiego, niczego od nikogo nie potrzebujemy - powiedziała tabloidowi starsza kobieta, przedstawiająca się jako matka dziewczyny. - Wychodziliśmy z nią i na działkę do znajomych - dodała.
Nie była w stanie powiedzieć, kiedy do tego dochodziło. "Fakt" zapytał o to Mirellę.
Ojej, no jakiś czas temu, nie pamiętam.... Dawno nie wychodziłam, nie jestem w stanie sobie przypomnieć - zaznaczyła.
Ona jest teraz ogłupiała, bo ją trzymali w tym szpitalu - zareagowała matka.
Mirella nie ma nawet dowodu osobistego. - Chciałam jej wszystko załatwić, wniosek wypisać... ja ładnie piszę, ale ona się zacięła i koniec było. Sama nie wiem, czemu - przekazała matka 42-latki.
Tym samym - jak zauważa "Fakt" - dla systemu Mirella nie istniała. Nie otrzymywała więc np. renty socjalnej. - Ja mam emeryturę i mój mąż też, nie chcemy żadnej pomocy. Jezus Maria, jestem załamana, nie przeżyję.... Po co nam te ubrania, kurtki, co ludzie teraz przynoszą - zaznaczyła matka Mirelli.
Nad łóżkiem 42-latki reporterzy zobaczyli zabawki z dzieciństwa. Jej matka zapewniła, że niebawem się ich pozbędzie.
"Faktowi" udało się porozmawiać z jedną z sąsiadek Mirelli i jej rodziców. - Wciąż pamiętam, jak jej matka mi prawie 30 lat temu powiedziała, że Mirella zaginęła. Rzekomo ktoś miał ją porwać. To był szok, ale co mieliśmy robić, oni nie chwalili się tym. Kiedyś spotkałam nawet jej ojca i pytam: co z Mirelką? Myślałam, że może się odnalazła, a on mi powiedział "pani córki też nie widać". Nie podejmowałam więcej tego tematu - wyznała pani Urszula.
Komunikat policji
Sprawie przygląda się Ośrodek Pomocy Społecznej w Świętochłowicach i policja. W najnowszym komunikacie mundurowi przekazali, że "wstępne ustalenia nie potwierdzają dotychczasowych doniesień medialnych, jakoby kobieta przez wiele lat była przetrzymywana wbrew swojej woli".
W celu pełnego wyjaśnienia sprawy, w Wydziale Kryminalnym KMP w Świętochłowicach prowadzone jest postępowanie mające ustalić, czy wobec kobiety nie doszło do popełnienia przestępstwa. Funkcjonariusze gromadzą, analizują i weryfikują wszystkie informacje, a zgromadzone materiały przekazano do prokuratury. Apelujemy o rozwagę oraz powstrzymanie się od rozpowszechniania niesprawdzonych informacji, które mogą wprowadzać opinię publiczną w błąd i utrudniać prowadzone działania - zaznaczono.