Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 

Krzysztof Płomiński: Iran ma czas. W przeciwieństwie do Zachodu

Ukraina stoi w ogniu. W środę rozpoczął się szczyt NATO, który ma być odpowiedzią na rosnące zagrożenie rosyjskie. Przed USA - i szerzej: Zachodem - stoi wiele wyzwań. A jednym z nich będzie uporządkowanie stosunków na Bliskim Wschodzie. Były ambasador RP w Iraku, Krzysztof Płomiński przekonuje, że na Bliskim Wschodzie tworzą się dziś podwaliny nowego ładu. A współtworzyć go mogą Turcja i Iran.

Krzysztof Płomiński: Iran ma czas. W przeciwieństwie do Zachodu
Prezydent Turcji Recep Erdogan (z l.) i Joe Biden podczas szczytu NATO w Madrycie Juan Carlos Hidalgo epaselect (PAP)

Łukasz Maziewski (dziennikarz o2): W poniedziałek odbyły się rozmowy turecko-irańskie. A przed nami także rozmowy na linii Iran – USA. W obu przypadkach nie będą łatwe, a będą ważne.

Krzysztof Płomiński: Rozmowy USA-Iran stanowią "być lub nie być" nie tylko porozumienia nuklearnego, ale także bezpieczeństwa energetycznego Europy, dla którego powrót na globalny rynek irańskiej ropy ma kapitalne znaczenie. Stąd - wreszcie - ogromne i skuteczne zaangażowanie UE w doprowadzenie do spotkania w Doha, gdzie przedstawiciel unijny będzie pośrednikiem między stroną amerykańską i irańską, ale także swego rodzaju moderatorem.

Mamy podstawy do optymizmu? W świecie dyplomacji, w ostatnich miesiącach trudno o niego.

Nadzieje na pozytywny finał zwiększa wsparcie ze strony dyplomacji katarskiej, która wykazała swą skuteczność między innymi przyczyniając się wcześniej do zawarcia porozumienia USA-Talibowie.

Co sygnalizują rozmowy Ankary i Teheranu? Jakie mają znaczenie?

Kontakty irańsko-tureckie wpisują w szerszą agendę aktywności dyplomatycznej na Bliskim Wschodzie, związanej z konsekwencjami oczekiwanej finalizacji rozmów ws. reaktywacji porozumienia nuklearnego z Iranem i zniesienia istotnej części nałożonych na ten kraj sankcji.

To brzmi jak podwaliny pod kształt nowego ładu na Bliskim Wschodzie.

Odbudowa międzynarodowej pozycji Iranu wpłynie na układ sił w regionie i zacieśnienie współpracy między adwersarzami Teheranu – od Izraela po Arabię Saudyjską i ZEA. Proces ten wydaje się nieuchronny dla uspokojenia obaw sąsiadów i stworzenia nowej regionalnej równowagi. Wsparcie tego kierunku stanowi jeden z celów planowanej w połowie czerwca br. podróży prezydenta Bidena na Bliski Wschód.

W obliczu wojny w Ukrainie i rosnącej pozycji Chin, Biały Dom zdaje się nie mieć wyjścia, część sporów Amerykanie muszą co najmniej uspokoić.

W relacjach z bliskowschodnimi sojusznikami obecna administracja amerykańska zderzyła się z wymogami polityki realnej, zmuszającymi do korekty wcześniejszych zapowiedzi resetu stosunków, zwłaszcza w odniesieniu do Arabii Saudyjskiej. Widoczny jest tu również wpływ konsekwencji agresji Rosji na Ukrainę i konieczności poszukiwania dla Europy alternatywnych źródeł ropy i gazu.

Odnoszę wrażenie, że siła wpływów USA na Bliskim Wschodzie uległa pewnej dewaluacji.

Próba prezydenta Bidena wpłynięcia na Arabię Saudyjską, by ta wydobywała więcej ropy okazała się nieudana. Obecnie Rijad wykaże zapewne większą elastyczność w tym zakresie, w ramach porządkowania innych elementów relacji z amerykańskim sojusznikiem, ale ma ograniczone możliwości istotnego zwiększenia wydobycia ropy w bliskiej perspektywie. Co więcej, w obecnych warunkach nie chodzi jedynie o zwiększenie podaży bliskowschodnich węglowodorów, ale również o stabilność wydobycia w poszczególnych krajach oraz o bezpieczeństwo instalacji i szlaków transportu.

Potężne wzywania. Dla całego - trudnego - regionu.

Czynniki, o których mówiłem, skłaniają sojuszników USA do współdziałania wychodzącego poza dotychczasowe ramy Porozumień Abrahama i tworzenia warunków do zawarcia regionalnego paktu bezpieczeństwa z udziałem Izraela.

Nie od dziś słyszymy, że na Bliskim Wschodzie potrzeba pokoju. I nic stałego nie udaje się wypracować…

W tym przypadku jego zasadniczym brakującym ogniwem jest Arabia Saudyjska. Być może w przyszłości do takiego paktu dołączyłaby także Turcja. Zmieniająca się sytuacja sprzyja rozgrywaniu doraźnych interesów przez poszczególnych graczy regionalnych, w tym Turcję i Iran, czego dotyczyło wstępne pytanie.

Pozwolę sobie przerwać. W przypadku obu wymienionych krajów – i szerzej: regionu – nie można zapomnieć o innym graczu: Rosji.

Na Bliskim Wschodzie wpływy Rosyjskie pozostają wprawdzie wciąż silne, ale nie ulega wątpliwości, że będą podlegać daleko idącej erozji. Ankara już to wygrywa i liczy, że marginalizacja Rosji umocni jej pozycje w obszarze turko-języcznym oraz wobec arabskiego sąsiedztwa. Natomiast Teheran utrzymując uprzywilejowane relacje z Pekinem i Moskwą, wyrażone również w niedawnym wniosku o przyjęcie do BRICS, chce równoległej poprawy stosunków z USA, pozostając poza formalnymi sojuszami. Poza tym Turków i Irańczyków łączą silne interesy gospodarcze, które okazały się odporne na sankcje.

Do tego dochodzi sprawa Iranu i jego ambicji atomowych. A o tych nie tylko państwa Bliskiego Wschodu słuchają z pewną obawą.

Brak wyjścia z impasu ws. porozumienia nuklearnego oznaczałby dalsze uaktywnienie irańskiego programu atomowego i perspektywę konfliktu zbrojnego. Iran jest obłożony różnego rodzaju sankcji od dziesięcioleci i Ajatollahowi przetrwają kolejne lata bez ich zniesienia. Tym bardziej, że ich omijanie w przypadku ropy – ale także gazu - stało się regułą.

Z Pana słów zdaje się wybrzmiewać, że dziś bardziej Zachód potrzebuje Iranu, niżli Iran – Zachodu.

Irańczycy mają czas – w przeciwieństwie do świata zachodniego. Racjonalny kompromis z USA to również szansa na wyciszenie konfliktów w krajach, gdzie Iran posiada wpływy – Jemenie, Iraku, Syrii czy Libanie, tak potrzebne w świetle istniejących napięć. Również związanych z zagrożeniami bezpieczeństwa klimatycznego, klęskami naturalnymi, brakiem wody czy konsekwencjami pandemii.

Lipcowa wizyta prezydenta Joe Bidena w Arabii Saudyjskiej nie zapowiada się, jak rozumiem, jak spokojny spacer.

Na Bliskim Wschodzie potrzebne jest nowe rozdanie, do którego zbliżająca się wizyta J. Bidena może być kluczem. Niezależnie od realnych uwarunkowań administracja amerykańska potrzebuje sukcesu, podobnie jak jej sojusznicy. Pospinanie rozbieżnych interesów bliskowschodnich jest karkołomnym zadaniem, ale być może rozmowy amerykańskiego prezydenta z przywódcami Arabii Saudyjskiej i innych krajów arabskich oraz Izraela będą istotnym krokiem w tym kierunku

Krzysztof Płomiński - (ur. 1947) - urzędnik państwowy, pisarz, dyplomata. Ambasador RP w Iraku (1990-1996) i w Arabii Saudyjskiej (1999-2003). W 2019 r. opublikował wspomnienia pt. "Arabia incognita. Raport polskiego ambasadora". W latach 2004-2006 kierował Departamentem Afryki i Bliskiego Wschodu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Zobacz także: USA kontra Iran. Rośnie napięcie w regionie
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić