Premier Morawiecki o wybuchu granatnika. "To był nieszczęśliwy przypadek"
Premier Mateusz Morawiecki w poniedziałek wieczorem uczestniczył w noworocznym wydaniu Q&A na Facebooku. Poruszył temat wybuchu granatnika w Komendzie Głównej Policji. Poinformował, że sprawa jest wyjaśniania, ale już teraz zapewnił, że był to tylko nieszczęśliwy przypadek.
Premier Mateusz Morawiecki w poniedziałek wieczorem uczestniczył w noworocznym wydaniu Q&A. Na Facebooku odpowiadał na różne pytania. Jedno z nich dotyczyło wybuchu granatnika na Komendzie Głównej Policji.
Wybuch granatnika na komendzie
Wszyscy policjanci, a szczególnie komendant główny policji powinni być poddawani szczególnemu nadzorowi w kwestii procedur bezpieczeństwa i nadzoru nad nimi - powiedział premier Mateusz Morawiecki.
Czytaj także: Granatnik sprzedany na aukcji. Te słowa zabolą Szymczyka
Premier zapewnił, że trwa weryfikacja procedur bezpieczeństwa, także pod kątem niedociągnięć. Stwierdził jednak, że wszystko wskazuje na to, że wybuch granatnika w komendzie był po prostu bardzo nieszczęśliwym wypadkiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zero litości dla Małgorzaty Rozenek. "Potrzebuje resocjalizacji fonacyjnej"
Szczegóły są dopiero opracowywane, ale wszystko wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy przypadek związany z prezentem otrzymanym na Ukrainie - powiedział premier.
Generał Szymczyk był w Kijowie 11 oraz 12 grudnia i spotkał się tam z szefostwem ukraińskich służb. Dostał prezenty, wśród których miał się znajdować granatnik przeciwpancerny. 14 grudnia granatnik eksplodował, uszkadzając budynek komendy.
W eksplozji ucierpiał sam Szymczyk, który teraz ma uszkodzony słuch. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania zagrożenia. Szymczyk ma w nim status pokrzywdzonego.
Komendant Główny Policji przywiózł swój prezent samochodem. Na granicy uniknął kontroli, bo pokazał paszport dyplomatyczny. Eksperci podkreślają, że złamano wszelkie procedury: granatnik nie powinien zostać wwieziony do Polski, a później przetrzymywany w gabinecie komendanta.
Każdy inny człowiek, który doprowadziłby do takiego zdarzenia, byłby, po pierwsze, oskarżony o nielegalne posiadanie broni (art. 263 § 2 kodeksu karnego), a po drugie, o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zagrażającego życiu lub zdrowiu albo mieniu (art. 164 kodeksu karnego). Oprócz tego zasadna byłaby odpowiedzialność wykroczeniowa z tytułu naruszenia ustawy o broni i amunicji, na podstawie art. 51 ust. 2 pkt 5 i 7 tej ustawy. Każdy inny, tylko nie stojący ponad prawem urzędnik najwyższego szczebla - komentuje prawniczka Joanna Majo w tekście opublikowanym w Wirtualnej Polsce.