Ratownik pojechał do wezwania. Na miejscu zobaczył zwłoki pięciu osób

13

24 lata temu cała Polska wstrzymała oddech. Wszystko przez makabryczne wydarzenia, jakie rozegrały się w Warszawie. W jednej ze stołecznych restauracji doszło do strzelaniny, zakończonej śmiercią pięciu osób. Poruszająca relacja ratownika medycznego.

Ratownik pojechał do wezwania. Na miejscu zobaczył zwłoki pięciu osób
Ratownik medyczny wspomina dzień, gdy nadeszło wezwanie do restauracji Gamma. Pojechał tam jego dobry kolega (Facebook, To nie z mojej karetki)

Opowieści ratownika medycznego zostały opublikowane na profilu "To nie z mojej karetki" na Facebooku. Twórca strony zrelacjonował przeżycia swojego dobrego kolegi, Ryśka, który 24 lata temu miał pecha dyżurować w czasie, gdy doszło do strzelaniny w restauracji Gamma na stołecznej Woli.

Nasz dobry kumpel Rysiek miał dyżur równo 24 lata temu – 31.03.1999 r. na zespole R-2 na warszawskiej Woli. Dyspozytor przekazał tego dnia wezwanie do restauracji Gamma – na miejscu doszło do strzelaniny – czytamy na stronie "To nie z mojej karetki" (Facebook).

Strzelanina w restauracji Gamma. Ratownik medyczny wspomina

Kiedy zespół ratowników medycznych dotarł na miejsce, zastał prawdopodobnie najgorszy widok w swoim życiu. Okazało się, że w restauracji doszło do porachunków gangsterskich, w wyniku których zginęło pięć osób. Jak wspominał sam świadek tragedii, w czasie strzelaniny w lokalu cały czas byli obecni barmani, którzy ocalili życia, ukrywając się za bufetem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Zobacz też: 10 lat po tragedii na wyspie Utoya. ''Widzimy, że prawicowy ekstremizm wzrasta''
Gdy tam weszliśmy, to pierwszy dał się wyczuć zapach krwi zmieszanej z gorącą wodą z grzejnika. Wszędzie dziury w ścianach i w szybach, a oni zwinięci pod stolikami. Wrażenie duże było, gdy barmani wychylili się zza bufetu z pytaniami: "Czy oni już poszli?" czy: "Co to było?" – wspominał sam "Rysiek" (Facebook).

Ratownicy medyczni szybko zorientowali się, że żaden z gangsterów nie żyje. Niedługo później pojawili się także funkcjonariuszy policji, którzy polecili im niczego nie dotykać, aby nie zatrzeć ważnych śladów. Co szczególnie przerażające, nie było to jedyne tego typu zgłoszenie z pamiętnego dnia.

Sami denaci ze śladami postrzałów na całym ciele od głowy i wyrwanej żuchwy po penetracji od strony potylicy przez ślady na korpusie. Policjanci byli chwile po nas, zabronili czegokolwiek dotykać. (...) Po około dwóch godzinach kolejne wezwanie z powodu podejrzenia ładunku wybuchowego w samochodzie jednego z poszkodowanych... Pirotechnicy, pies, otwieranie drzwi auta zza tarczy przeciwwybuchowej... – relacjonował pan "Rysiek" (Facebook).
Trwa ładowanie wpisu:facebook
Autor: EKO
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić