Śmierć kliniczna 50-letniej Hiszpanki. Jej serce nie biło przez 24 minuty
50-letnia Tessa Romero z Hiszpanii przeżyła śmierć kliniczną trwającą 24 minuty podczas odwożenia córek do szkoły. Przed tym doświadczeniem Romero zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, których lekarze nie potrafili zdiagnozować.
Podczas zwykłego porannego odwożenia córek do szkoły, 50-letnia socjolog Tessa Romero doznała niespodziewanego zatrzymania akcji serca. Karetka przyjechała po 24 minutach, a medycy poinformowali ją później, że przez cały ten czas jej serce nie biło.
Lekarze nie byli pewni, co dokładnie się stało, wspominając o zawale serca i nagłym zatrzymaniu krążenia, ale nie doszli do jednoznacznej diagnozy.
Czytaj także: Kryzys jajeczny w USA. Co zrobi Polska?
W swojej książce Romero dzieli się niezwykłym doświadczeniem. - Pierwsze, co poczułam, to ogromny spokój - wspomina, cytowana przez "Daily Mail". - Po raz pierwszy od dawna nie było żadnego fizycznego ani emocjonalnego bólu, cierpienie minęło. Czułam ulgę, jakby ciężar został ze mnie zdjęty - dodała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pozycje Rosjan w ogniu. Ukraińcy uderzyli bronią z USA
50-latka opowiada, że unosiła się nad sufitem, obserwując scenę poniżej. - Widziałam ruch w małej klinice, w której się znajdowałam i moje małe córki w poczekalni. Zobaczyłam ciało leżące tam. To było dezorientujące, ponieważ nie byłam świadoma, że jestem martwa. Wiedziałam, że czuję się żywa, obudzona i świadoma, ale nie rozumiałam, dlaczego nikt mnie nie widzi ani nie słyszy - podkreśla.
Śmierć kliniczna 50-letniej Hiszpanki. Miała problemy zdrowotne
Przed tym doświadczeniem Romero zmagała się z poważnymi problemami zdrowotnymi, których lekarze nie potrafili zdiagnozować. - Moje ciało zawodziło, a oni nie mogli znaleźć konkretnej przyczyny. To był bardzo stresujący czas, ponieważ czułam się coraz gorzej, a nikt nie mógł wyjaśnić dlaczego - mówi.
Czytaj także: Kierowca wjechał pod prąd. Słono za to zapłacił
Po przeżyciu śmierci klinicznej jej podejście do życia i śmierci całkowicie się zmieniło. - Wcześniej odczuwałam głęboki lęk przed śmiercią. Widziałam ją jako coś ciemnego, niepewnego i bolesnego. Po tym, co doświadczyłam, zrozumiałam, że śmierć nie jest końcem, ale przejściem. To jak przekroczenie drzwi do miejsca, gdzie wszystko ma sens, gdzie miłość i pokój wszystko otaczają. Już się jej nie boję - przyznaje.
Romero podkreśla, że wielu lekarzy i naukowców, z którymi się skontaktowała po swoim doświadczeniu, zgodziło się, że jej choroba mogła być fizyczną manifestacją jej emocji.