Trener i jego trzy córki zginęli na morzu. Świadek opisał przebieg tragedii
Środowisko piłkarskie pogrążyło się w żałobie po dramatycznych doniesieniach, które napłynęły w sobotę. U wybrzeży Indonezji doszło do zatonięcia statku, w wyniku czego zginął Fernando Martín, trener kobiecych rezerw Valencii, a także troje z czworga jego dzieci. Hiszpańskie media przytaczają wstrząsające relacje świadka tej tragedii.
Najważniejsze informacje
- U wybrzeży Indonezji zatonął statek; zginął trener Fernando Martín i troje jego dzieci.
- Ocalały żona trenera, jedna z córek, przewodnik i czterej członkowie załogi.
- Świadek opisał dramatyczne chwile podczas nocnej akcji ratunkowej.
Rodzinny rejs w Azji zakończył się tragedią. Służby ratunkowe przekazały, że w wyniku wypadku morskiego zginął Fernando Martín, trener kobiecych rezerw Valencii, oraz troje jego dzieci. Z koszmaru ocalała żona i jedna z córek. Hiszpańskie media opublikowały świadectwo fotografa, który płynął w okolicy i widział fragmenty akcji ratunkowej.
Została oszukana i "zdradzona finansowo". Ujawnia, kto za tym stał
Relacja świadka tragedii na morzu z udziałem Fernando Martina i jego trzech córek
Loren Suárez, fotograf obecny na miejscu, opisał w rozmowie z dziennikiem "MARCA" spotkanie z trenerem już w trakcie podróży. "Siedziałem obok niego (Fernando Martína - przyp. red.) w samolocie z Madrytu do Dohy. Poprosił stewardessę o zmianę miejsca, żeby móc usiąść blisko swojej rodziny. Teraz już go nie ma… Jakże niesprawiedliwe jest życie" - relacjonował.
Suárez miał wyruszyć w rejs inną jednostką. Opowiada, że po kolacji załoga szykowała statek do wyjścia na otwarte morze, uprzedzając pasażerów o trudniejszych warunkach.
Byliśmy już po kolacji, rozmawialiśmy z innymi pasażerami. Na stołach wciąż stały szklanki po wodzie i kieliszki z winem. W pewnym momencie przyszedł przewodnik i powiedział, że musimy je sprzątnąć, bo statek zaraz ruszy. Mieliśmy wypłynąć na otwarte morze i uprzedzono nas, że zacznie mocno bujać. Tak też się stało — nie minęła minuta, a naczynia na stole zaczęły drżeć - wspominał.
Spokój na pokładzie długo nie trwał. Suárez opisał moment, gdy z kabin dobiegły wołania o pomoc. "Około 15 minut później, gdy mój syn już spał, usłyszałem krzyki. To były wołania o pomoc. Załoga naszego statku zaczęła biegać we wszystkie strony. Wybiegłem z kabiny, bo myślałem, że problem dotyczy naszej jednostki" - tłumaczył. Wkrótce okazało się, że wypadek dotknął inny statek.
Według relacji, załoga, z którą płynął fotograf, natychmiast ruszyła na pomoc. "Zabierali kamizelki ratunkowe i ładowali je do małej motorówki. Gdy tylko skończyli, ruszyli błyskawicznie w stronę miejsca katastrofy. Nasz kapitan zatrzymał statek, staliśmy tak przez pół godziny. Nie było widać absolutnie nic — noc była wyjątkowo ciemna, padał deszcz. Wrócili po około trzydziestu minutach z informacją, że udało się uratować kilka osób" - zakończył swoją relację świadek.
Jak przekazały służby ratunkowe (SAR), z katastrofy ocalały żona trenera, jedna z córek, a także przewodnik i czterej członkowie załogi. Informacje te uzupełniają dramatyczne zapisy z relacji świadka i pokazują skalę tragedii u wybrzeży Indonezji. W hiszpańskim środowisku piłkarskim rozpoczęła się żałoba, a klub z Walencji żegna trenera drużyny rezerw kobiet.