aktualizacja 

"Smoleńsk" - katastrofalny film o katastrofie

73

W udzielonym już po premierze wywiadzie Antoni Krauze bije się w pierś i „wycofuje na samo dno życia”. Szkoda, że refleksja przyszła za późno.

 "Smoleńsk" - katastrofalny film o katastrofie
(Forum, Grzegorz Kozakiewicz)

W dniu pisania tego tekstu mija 15 lat od zamachu na WTC. W zaledwie trzy lata od tamtych wydarzeń Michael Moore w filmie „Fahrenheit 9.11” przedstawił swoją wersję historii. Jego dokument zarobił ponad 222 mln dolarów i zgarnął Złotą Palmę w Cannes. „Smoleńsk” rodził się w bólach przez trzy lata, by w końcu wejść do kin mimo przekładanej premiery i konfliktu między reżyserem a producentem.

Prawdopodobnie to nawiązanie do 11 września 2001 r. sprawiło, że dystrybutorzy właśnie teraz podjęli decyzję o udostępnieniu filmu widzom. Kwietniowa rocznica katastrofy na lotnisku Siewiernyj minęła, więc trzeba było wybrać inny termin. Dwie wieże pojawiają się zresztą w trakcie filmu. I trzeba przyznać, że zarówno w USA, jak i w Polsce, grup wyznających teorie spiskowe nie brakuje.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Poszedłem do kina z ciekawości. Chciałem na własne oczy przekonać się, jak Krauze, który ma za sobą wsparcie prezydenta i partii rządzącej (Moore za swój film dorobił się raczej miana zdrajcy, niż bohatera narodowego), wykorzystuje szansę daną mu przez los. W jaki sposób rozciągnął, bądź co bądź, niewielki budżet i jak poprowadził aktorów. Ba, byłem też ciekaw scenariusza, który przecież miał być oparty na prawdziwych, wstrząsających wydarzeniach.

Jest piątkowy wieczór. Miejsce w kinie zarezerwowałem najwcześniej, jak się dało, czyli w środę. To i tak dosyć późno. Zazwyczaj kasy umożliwiają zakup co najmniej na tydzień przed premierą. Nie było pokazu prasowego, ale i tak wybrałbym się do kina z ludźmi, którzy chcieli zapłacić za bilet. Wtedy można ocenić, kogo interesuje obraz, o którym głośno było na długo przed pierwszym klapsem.

Pierwsze zaskoczenie? Cena biletu. No dobrze, przyznam się. Zazwyczaj chodzę do kina w środku tygodnia, kiedy wstęp kosztuje kilkanaście złotych. I to na zwykły, dwuwymiarowy film. Teraz jednak idę również na zwykły, dwuwymiarowy, bez efektów 3D i sztucznej mgły, polski obraz. Jednak 30 zł na to wątpliwe dzieło jest stanowczo wygórowaną kwotą. Czy na sali zobaczę kogoś jeszcze?

I tu zaskoczenie numer dwa. Owszem, tłumów nie ma, kolejek do kasy też. Ale w powietrzu czuć ogólne poruszenie, atmosfera niepokoju wypełnia hol. Część osób wychodzi z poprzedniego seansu. Na zewnątrz czekają już kamery i dziennikarze, którzy za moment będą spijać każde słowo z ust świeżo upieczonych widzów „Smoleńska”. Rozglądam się. Jakaś gromadka czekająca przed salą prowadzi ożywioną dyskusję. Ludzi przybywa.

Zrobiłem szybko obliczenia. Ostatecznie w ciemnym pomieszczeniu liczącym ok. 200 miejsc zasiada w sumie trochę ponad 50 osób. Większość z nich jest w średnim wieku, nie brakuje też osób starszych. Jakaś kobieta siada ze złością, torując sobie wcześniej przejście między czekającymi spokojnie ludźmi. „Co za społeczeństwo” – cedzi przez zęby. Para obok mnie kupiła czipsy i colę. „W końcu jest piątek wieczór” – pomyślałem.

Godzina zero. Po reklamie podpasek dla kobiet z problemami nietrzymania moczu i zwiastunie dwóch filmów, w których znaczącą rolę odgrywają księża, pojawiają się napisy początkowe. I już w pierwszych scenach po oczach uderza nieporadność grafików komputerowych. Efekty specjalne „imitujące” lądujący samolot są gorsze niż poziom niektórych amatorskich filmów na YouTube. Ale nie spisuję tego filmu na straty. Jeszcze.

Potem nie było lepiej. Po niecałych 120 minutach zmieniania pozycji, ziewania, sprawdzania czasu na zegarku i powstrzymywania się z trudem przed zerkaniem na komórkę, mogę w końcu powiedzieć – „Smoleńsk” to pokazowe partactwo. I tu trzecie zaskoczenie. Oklaski. Tak, na sali ludzie po zapaleniu świateł KLASKALI. A ja nadal się zastanawiam, czy nie był to po prostu ironiczny gest. Bo kunsztu w tym filmie nie ma za grosz.

Główna bohaterka jest parodią samej siebie. Beata Fido po ukończeniu PWST w Krakowie grała przeróżne serialowe rólki, wystąpiła też w trzech filmach. Trudno więc kojarzyć ją z ekranu. Rola dziennikarki mainstreamowej telewizji prawdopodobnie będzie jej „opus magnum”. W przyszłości nie sposób oczekiwać lepszych rezultatów jej aktorskiej pracy. Gdy pojawiała się na ekranie, momentami można było usłyszeć chichot na sali.

Z każdą sceną było gorzej. Bardziej wiarygodną postacią niż próbująca ustalić „prawdę” dziennikarka, jest chociażby jej partner – operator kamery. Fido szczerzy zęby i wybałusza oczy, jakby chciała zjeść rozmówcę. Jej sposób gry, maniera, są tak denerwujące, że można odnieść wrażenie, jakby widz oglądał pełnometrażową wersję „Trudnych spraw”.

Dobrze nie wypadł też Redbad Klijnstra. A przecież nie jest złym aktorem. Przy porównaniu roli sprzed 20 lat u Krzysztofa Krauzego (zbieżność nazwisk przypadkowa) w „Grach ulicznych”, teraz jakby nie chciało mu się grać. Cały czas widzimy go na ekranie z demoniczną twarzą pozbawionego moralności, przebiegłego i cynicznego redaktora telewizji TVM (tutaj zbieżność nieprzypadkowa). Nie ma żadnego pomysłu na swoją postać. I aktor o tym wie, czemu zresztą dał wyraz na Twitterze.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Na dłużej w pamięci zapada jedynie żona generała Błasika. Grającą ją Aldona Struzik wzięła na siebie największy ciężar fabuły i ma według mnie do pokazania najwięcej emocji. Jednak daleko tu do pochwał i gratulacji. Podobnie rozczarowuje Jerzy Zelnik, chociaż… kogo ja okłamuje. To po prostu aktor, który zagrał najpewniej tylko dlatego, bo nie wypadało odmówić. Prawica nie zapomina.

Gwoździem do trumny są aspekty techniczne. Kwestię scenariusza oraz montażu przemilczę, bo uważam je za niedokończone lub zrobione w pośpiechu i po wielokrotnych przeróbkach. Drażnią piksele na archiwalnych materiałach, do śmiechu doprowadzają telewizyjne tła programów publicystycznych, a kokpit samolotu jest tak realistycznie oddany, jakby do tego celu przerobiono kabinę kierowcy wozu z cateringiem.

Są też fragmenty poruszające. Trzy momenty sprawiają, że choć na chwilę w człowieku odżywają emocje. To przejazd kolumny karawanów przez miasto (którą dobrze pamiętam jako naoczny świadek), przemowa prezydenta Kaczyńskiego do zgromadzonych na placu w stolicy Gruzji oraz widok Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie z nałożonym dźwiękiem syren alarmowych w tle. Ale to stanowczo za mało, by na takich sentymentalnych odniesieniach film był zjadliwy dla w miarę inteligentnego widza.

Dlaczego Krauze zrobił taki film? Nie mogę się nadziwić. Jeżeli już podpisuje się pod tym obrazem, to dlaczego w wywiadach zachowuje dystans? Jeżeli ma szacunek do swoich aktorów, dlaczego się od nich odwraca? „Nie ja byłem dyrygentem, nie ja rozdawałem role” - mówił podczas tej samej rozmowy, w której przytakuje, że zamach w Smoleńsku był. Krauze wie, że zrobił zły film. Ale fakt, że próbuje teraz ukryć się, zniknąć, wycofać na samo dno życia, jest brakiem szacunku dla oglądającego.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Obraz o tej tematyce musiał wcześniej czy później powstać. Szkoda jednak, że poświęcono go nie ofiarom katastrofy, a propagandzie. I to w dodatku kiepskiej jakości. Nie ma tu żadnych wątpliwości, kto jest wrogiem sprawy. Jedni są wyznawcami teorii „żelaznej brzozy”, drudzy – „sektą smoleńską”. A im bliżej finałowej sceny, tym polaryzacja rośnie. Dopiero po chwili widz orientuje się, że niczego nowego się nie dowiedział. I nadal białe jest białe, a czarne jest czarne.

Ostatni tydzień to dla mnie czas kinowych kontrastów. W ciągu siedmiu dni zobaczyłem zarówno „Smoleńsk”, jak i „Ostatnią rodzinę” w reżyserii Matuszyńskiego. Film stworzony przez debiutującego 32-latka jest na biegunie tego, co wyszło spod ręki kończącego artystyczną karierę Krauzego. Oba te filmy łączy jednak 41. Festiwal Filmowy w Gdyni, bo tam właśnie zostaną pokazane. Ot, taka nasza Polska paradoksów.

Autor: Mateusz Kijek

Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.

Zobacz także:

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić