Dla 34-letniej Hazel Bishop zwykła wizyta w banku okazała się drogą przez mękę. Na początku jeden z konsultantów w brytyjskim oddziale Santander Consumer Bank zaczął zwracać się do niej per "pan". Zaczęto kwestionować prawdziwość jej dowodu tożsamości, ponieważ na dokumencie widniało jeszcze stare imię - Tim. Kobieta próbowała wyjaśnić sytuację, ale w końcu wybiegła zrezygnowana ze łzami w oczach.
Mieszkanka Plymouth podjęła więc kolejną próbę. Tym razem przez telefon, aby nie narażać się na ostracyzm ze strony personelu i klientów banku. Niestety, pracownik infolinii zaalarmował służby przeciwko oszustom. Poszkodowana zeznała, że jedynym argumentem do zamrożenia jej środków na koncie było brzmienie jej głosu w słuchawce. - Przecież nie brzmię jak Barry White - broniła się.
Kobieta złożyła skargę na zachowanie banku w innym mieście. Dopiero po formalnym zażaleniu dostała od instytucji 300 funtów zadośćuczynienia. - Nie znają ustawy o równouprawnieniu i nie wiedzą, jak traktować klientów trans - mówiła w rozmowie z dziennikarzami o pracownikach banku. Santander ubolewał nad tym, że Hazel nie obsłużono z większą delikatnością. Gdy tylko potwierdzono jej tożsamość, konto zostało odblokowane.
Autor: Mateusz Patyk
Teraz serce internetu w jednej aplikacji. Bądź na bieżąco i pobierz w Google Play albo App Store.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.