aktualizacja 

Robot wyrzuci młodego Polaka z pracy. Nawet tego po studiach

79

Czy młodzi ludzie są skazani na porażkę na rynku pracy? W jaki sposób odpowiada za to szkoła? Czy roboty zrobią z nas bezrobotnych? I jaka jest szansa na gwarantowany dochód, nawet bez pracy? Na te i inne pytania odpowiada Staś Klęski - analityk nierówności społecznych i rynku pracy, dziennikarz, prekariusz.

Praca
Praca (Wikimedia Commons CC0)

Joanna Filipiak: Jak wygląda problem niedostosowania młodego pokolenia do rynku pracy? Czy to prawda, że zbyt dużo ludzi studiuje na humanistycznych, bardzo ogólnych kierunkach?

Staś Klęski: To jest problem, który ma dwie strony. Po pierwsze rynek jest niedostosowany do tego, żeby ludzie swoje umiejętności przekuwali na pieniądze. Jeśli gospodarka jest nastawiona na niskie koszta pracy, często nie wymaga się od pracowników używania „kognitywnej” sfery, tylko ważne jest, żeby ktoś umiał skręcać śrubki. Z drugiej strony jeszcze w latach 90. wytworzyła się pogarda wobec ludzi, którzy robią coś innego, niż „myślenie”. Wszyscy chcieli mieć wyższe wykształcenie i być strasznie mądrzy, nie bacząc na to, że wyższe wykształcenie, zdobywane w jednej z miliona szkół "baunsu i lansu" tak naprawdę nie jest zbyt dużo warte, bo te szkoły istnieją głównie po to, żeby zarabiać na swoich właścicieli. To jest bardzo złożony problem, ale nie sądzę, żeby to była wina młodych ludzi, którzy za dużo sobie wyobrażają. Na dodatek rynek pracy zmienia się bardzo dynamicznie. Zanim młody człowiek skończy swoją ścieżkę edukacyjną to to, czego się nauczył, może już być zdezaktualizowane. W Polsce jest też kłopot z niskimi płacami. Pewnie ludzie przełknęliby upokorzenie godnościowe, związane z tym, że uczyli się czegoś innego, a potem robią coś innego, może głupszego, gdyby dostawali za to sensowne wynagrodzenie i mogli sobie za nie normalnie żyć.

J.F.: Czy jest jakiś sposób, żeby poprawić tę sytuację?

S.T.: Ze względu na te dynamiczne zmiany na rynku bardzo trudno jest zaplanować sensownie system edukacji. Jakimś rozwiązaniem jest tak zwany system szkolnictwa dualnego, który funkcjonuje w Niemczech. Młodzi ludzie część czasu spędzają w szkole, a część w zakładzie pracy. Pracodawcy przysposabiają ich do zawodu i płacą za te praktyki, co sprawia, że wejście na rynek pracy odbywa się w miarę płynnie. To był między innymi powód, dla którego podczas kryzysu w Niemczech było bardzo małe bezrobocie. Z tego co wiem, plan Morawieckiego zakładał wprowadzenie właśnie czegoś takiego.

J.F.: Poruszasz często w swoich tekstach wątek automatyzacji pracy, która może w przyszłości wypychać z rynku żywych pracowników.

S.T.: Robotyzacja to przejmowanie starych zawodów przez roboty. W Polsce wiele prac szybko ulegnie automatyzacji dlatego, że najłatwiej i najtaniej jest zautomatyzować te prace, które są powtarzalne i na które da się szybko napisać algorytm. Polska nastawiła się na konkurowanie niskimi kosztami pracy i ma mnóstwo takiej roboty, którą da się szybko wymienić. Do tej pory to był nasz atut, ale za jakiś czas zacznie się to na nas mścić. Będzie to w momencie, w którym technologia stanie się tańsza niż człowiek. Nawet najbardziej sprekaryzowany i najmniej zarabiający. Nadejdzie taki czas, w którym robot będzie od niego tańszy. I będzie wykonywał swoje zadania dokładniej, szybciej, z taką samą precyzją. Nie będzie musiał odpoczywać i – przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości – nie będzie się kłócił z innymi robotami.

J.F.: Jaka to jest perspektywa czasowa?

S.T.: To jest perspektywa 10, 20, czy 30 lat. Właściwie nie wiemy, jak szybko to wszystko będzie postępować. Niedawno mówiono, że komputery nie będą w stanie napisać symfonii, a już całkiem dobrze sobie z tym radzą. Miały też mieć problem z rozumowaniem kontekstualnym i nie pojmować żartów, a już to potrafią. Oczywiście dzisiejsza SI nie jest samoświadoma w takim sensie, w jakim my myślimy o świadomości. Operuje na algorytmach, porównaniach i zestawianiu wielkiej ilości danych. I okazuje się, że to wystarczy, żeby np. wygrać z człowiekiem teleturniej Va Banque, w którym trzeba „kojarzyć” konteksty, umieć zadać odpowiednie pytanie. Komputer podobny do Watsona, który wygrał amerykańską wersję Va Banque w 2011 roku, obecnie jest używany między innymi do pomocy w diagnostyce medycznej. Wiadomo , że proces robotyzacji i wzrostu mocy obliczeniowej będzie przyspieszać, co ilustruje prawo Moore'a (mówi o tym, że liczba tranzystorów w procesorze podwaja się co dwa lata). Robotyzowane będą nie tylko prace proste, które odpadną najpierw. Już istnieją boty piszące newsy. Właśnie teraz bot zaczyna pracę w Agorze. Na razie jako „pomoc”, ale wkrótce może pozbawić pracy mediaworkerów z dołu drabiny. Potem będzie tracić grunt klasa średnia. Pytanie, czy powstanie taka liczba zawodów, która będzie w stanie uzupełnić te luki? Moim zdaniem nie, bo to jest za szybki proces. To nie będzie tak jak za rewolucji przemysłowej, bo wtedy pojawiały się miejsca pracy, które mogły dostarczyć ludziom pieniądze, a teraz miejsca pracy będą zastępowane przez roboty, które są tańsze i sprawniejsze od ludzi. Klasa średnia będzie topnieć. To już widać w Stanach Zjednoczonych.

J.F.: A co będzie z rzeszami ludzi, którzy wypadną z rynku? Przecież trzeba ich jakoś zagospodarować.

S.K.: My w Polsce mieliśmy już z tym do czynienia, całkiem niedawno. Mieliśmy społeczeństwo bardzo biednych ludzi w kapciach. Miliony ludzi w kapciach. Teraz to się zmienia i na razie nam się poprawia. I to bardzo dynamicznie, choć dynamika wzrostu zaczyna hamować. Po prostu wszystko co było do osiągnięcia łatwymi krokami, już osiągnęliśmy. Jeszcze nie widać tego, że te roboty nas wyrzucą, ale pewnie osiągniemy punkt zwrotny, w którym to się stanie widoczne. A to co się z tymi ludźmi stanie? Jest kilka scenariuszy. Ja się trochę obawiam tych złych. To znaczy, że stworzy się grupa wiecznych prekariuszy, którzy nie będą mogli związać końca z końcem, którzy będą monetyzowali na wszystkie sposoby swój czas wolny. Algorytm fejsa niedawno wypluł mi reklamę „Zrób użytek ze swojego czasu wolnego i zostań dostawcą Ubera”. Trochę się boję, że wkrótce będą rzesze ludzi, którzy nigdy nie będą wychodzić z pracy, a mimo tego nie będą mogli sobie pozwolić na godny, europejski standard życia. I to jest trochę niebezpieczne politycznie. Zapobiec temu może dochód gwarantowany.

J.F.: Tylko, czy to jest możliwe, żeby taki poziom empatii się pojawił na świecie, żeby powszechnie zaakceptowano ideę dochodu gwarantowanego? Bo to by chyba wymagało bardzo radykalnego przedefiniowania stosunków ekonomicznych.

S.K.: Tak, dochód gwarantowany to oderwanie funkcji zarobkowej od funkcji pracy. Czy to jest kwestia empatii? Raczej woli politycznej. I przejęcia języka, bo dzisiaj rzeczywiście jest tak, że w Polsce bardzo silna jest narracja, że jak ktoś jest biedny, to na to zasłużył, co jest bzdurą, bo jedzie do Niemiec, tam pracuje i nagle ma pieniądze. Bardzo silnie w języku i w sposobie myślenia zakorzeniony jest mit tego, że jeśli pracujesz, to jesteś zamożny. Ale dane tego nie potwierdzają – statystycznie już rodzimy się z pewną pozycją społeczną. Jeśli urodziłaś się w biednej rodzinie, to trudno ci awansować, jeśli w bogatej, trudno ci spaść niżej. Biedne osoby nie znają kodów zachowań, które pozwalają im na dorobienie się. I są ci szarlatani od stref komfortu, od „just do it” i oni z tej strukturalnej niemocy biedniejszych cynicznie ciągną hajs. Wracając do dochodu gwarantowanego - może pojawić się problem, kto na to zarobi, ale Elon Musk już odpowiedział na to pytanie. Zarobią na to te same roboty, które zlikwidują miejsca pracy. Na razie jest tak, że są ludzie, którzy mają roboty i oni będą mieli jeszcze więcej, bo bogactwo się koncentruje. Oni będą coraz bogatsi i nie będą musieli płacić robotom, tylko zbierać tę górkę, którą te roboty wytworzyły. Mogą się podzielić.

J.F.: 500 plus jest chyba jakąś próbką takiego dochodu gwarantowanego, prawda?

S.K.: To jest bardzo dobra rzecz. Na razie nie ma zbyt wielu dowodów, że ten program ma jakiejkolwiek negatywne skutki społeczne. A budżet zawsze można jakoś zbilansować. Jednocześnie jest to likwidacja ubóstwa, podkopanie rynku firm pożyczkowych, które wykorzystują ludzi. Nie uważam, żeby to był jakiś strasznie potrzebny dział gospodarki i koniecznie musiał funkcjonować. W zasadzie uważam, że jest w ogóle niepotrzebny i jak zniknie, to nikt poza właścicielami nie będzie płakał. Niech teraz oni popłaczą, w zamian za ludzi, którzy zaciągali chwilówki z oprocentowaniem 70 proc.

J.F.: A czy to jest w porządku, że 500 plus dotyczy wszystkich, bo np. Ryszard Petru ostatnio powiedział, że jakby on rządził to 500 plus byłoby tylko dla najbiedniejszych?

S.K.: Przynajmniej dwie rzeczy mi przyszły do głowy. Po pierwsze - to, co można, oszczędzić na takim podziale, pochłonie biurokracja. Po drugie - z punktu widzenia społecznego, jeżeli łapiesz się na pewien próg jako osoba biedniejsza, to już jest forma stygmatyzowania. Czasami może warto dorzucić więcej pieniędzy, żeby ludzie nie czuli się wykluczeni i żeby nie myśleli o sobie jako o biedniejszych.

Staś Klęski - autor poczytnego, facebookowego magazynu, skierowanego do tych, którym nie wyszło, czyli prawie do wszystkich. Analityk nierówności społecznych i rynku pracy, dziennikarz, prekariusz. Tak naprawdę nazywa się inaczej.

Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić