Piotr Mieśnik
Piotr Mieśnik| 
aktualizacja 

Słodkie misie, które skrywają tragedie. Ta i inne osobliwości targów funeralnych

99

Czy śmierć jest ostatecznym kresem wszystkiego? Dla ciebie pewnie tak. Ale nie dla ludzi, których poznałem na targach funeralnych w Poznaniu. Gdy ty umierasz, oni dopiero zaczynają żyć pełną piersią.

Słodkie misie, które skrywają tragedie. Ta i inne osobliwości targów funeralnych
(o2.pl, Piotr Mieśnik)

- Spójrz tato, jaki świetny mercedes – młody złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę karawanu. Naprawdę musiałem użyć siły argumentu, a koniec końców i argumentu siły, żeby odwieść go od pomysłu włażenia na pakę. Tak, to ta część gdzie wozi się trumny. Choć panowie ze stoiska z uznaniem kiwali głowami.

– Pewnie, niech się od małego przyzwyczaja do interesu – wzięli mnie za reprezentanta swojej branży.

Młodemu zaś wciskali cukierki, choć akurat na tym stoisku nie mieli aż tak rozbudowanego czarnego poczucia humoru, bo nie serwowali ich z białej, miniaturowej trumienki.

- Jest ruch w interesie? – zagajam żeby nie odejść tak bez słowa, tym bardziej, że młody udaje kierowcę karawanu forda. – Panie, a jak ma nie być? Na pogrzeb musi być to najlepsze auto w życiu, choć ten jeden jedyny raz – odpowiada ze swadą przedstawiciel dilera. Przekonuje mnie.

- Misie, misie – drze się znowu młody, gdy bezrefleksyjnie mijam jedno ze stoisk. Ale chwila, ale zaraz. Po cholerę na targach funeralnych misie?_ – Uszatek –_ B. nie daje o sobie zapomnieć. Wracamy. Sprzedawczyni jakaś strapiona. Bo to urny. Dla dzieci. Nie, na dzieci._ – I do nich jest jeszcze taki wisiorek, gdzie można sobie odsypać trochę, no…_ - język więźnie jej w gardle, gdy patrzy na młodego, którego trzymam na rękach. – Odsypać prochy – wyręczam ją i idziemy dalej.

Między stoiskami z workami na zwłoki (są tylko trzy kolory: czarne, białe i niebieskie. „Bo czarne źle się kojarzą” wyjaśnia mi ktoś ze zwiedzających) a tym, gdzie wystawia się firma „przetwarzająca metale pozostałe po kremacji” – znajdujemy coś więcej do jedzenia niż tylko trumienne krówki. Utrzymane w stylistyce targów beziki (oczywiście czarne) oraz napoje energetyczne „Bongo – przeniesie do raju” reklamujące firmę świadczącą międzynarodowe usługi pogrzebowe. Trujemy się tym aż zdrowo – młody cukrem, ja chemią i tak „wzmocnieni” wyruszamy dalej.

Są tu zdjęcia z kontrowersyjnego kalendarza firmy Linder (światowego potentata w produkcji trumien), przedstawiające akty na trupich jesionkach (jakżeby inaczej wzbudzić zainteresowanie nimi jeśli nie golizną?).

Jest modowe stoisko (ubrać się na tamten świat można już za coś około 430 zł), są kosmetyki do pielęgnacji denatów (specjalne, za PRL-u używało się takich normalnych, mniej trwałych), jest stoisko na którym można przeszkolić się z tanatopraksji (rekonstrukcji twarzy, np. po wypadku).

Są najnowsze trendy m.in. szklane groby czy ekologiczne urny już za niespełna 70 zł sztuka.

Zresztą branża funeralna jest na czasie i nie unika trudnych tematów. Na targach „Miami Funer” planowany jest panel dyskusyjny „Czy możemy być eko?”. Targi w marcu 2019, kto dożyje, temu polecam.

Na koniec, ale wcale nie najmniej czasu spędziliśmy przy nowoczesnej maszynie pokrywającej lakierem trumny. Młody był zafascynowany urządzeniem, jego złożonością, ruchomymi elementami. Obserwował je z błyskiem w oku i uśmiechem. Tego ostatniego na targach w Poznaniu brakowało. Może dlatego, że mój B. jeszcze nie jest w stanie pojąć, co to znaczy, że jego ukochane dinozaury wyginęły. Jest w wąskiej grupie szczęśliwców, którzy jeszcze nie wiedzą, że każdy nasz oddech przybliża nas do bycia klientami tej branży. Memento mori.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić