SMS-y od "Kury", wzywanie na dywanik. Tak działa TVP?

82

W raporcie "Newsweeka" TVP jest machiną propagandową PiS, w której serwisy informacyjne tworzy się pod dyktando prezesa telewizji.

SMS-y od "Kury", wzywanie na dywanik. Tak działa TVP?
(Piotr Kucza/Newspix.pl / Newsweek.pl)

*Tam, gdzie nie sięga ręka prezesa telewizji, działa autocenzura. *Według tygodnika, "konsultacjom z Kurą", czyli Jackiem Kurskim, podlega cały serwis informacyjny i publicystyka. Prezes TVP SMS-ami ma nadawać ton i podawać "przekaz dnia". Ów zbieżny jest z tym, co dziennikarzom danego dnia mówią politycy PiS. Jeżeli jakiś pracownik wiadomości nie dostanie, podświadomie wie, czego nie pisać i mówić, by go nie wyrzucono.

Tak nachalnej propagandy jeszcze nie widziałam - mówi "Newsweekowi" producentka z TVP. Anonimowo, jak i pozostali informatorzy pisma. Wszyscy boją się reperkusji.

Praca redakcji regulowana jest rozpiską w kalendarium. Są tam informacje dla wydawców i osób z publicystyki. Oni decydują, kogo zaprosić do studia. Według "Newsweeka" ich wola jest ograniczona opinią Jacka Kurskiego. Dowodem są rozsyłane po skrzynkach pocztowych maile do wiadomości prezesa.

Wszystko było konsultowane z Kurą, łącznie z gośćmi programu - przekonują dziennikarze.

Czasem zwykły mail nie wystarczy. Konieczna jest wizyta na Woronicza i rozmowa w cztery oczy.

Reporterów politycznych i zaufanych ludzi szef wzywa po kolei do swojego gabinetu, gdzie mogą uzgodnić, co ma być w materiale - mówi kolejny dziennikarz.

Raczej nie będzie nic o biedzie. Tej ponoć w Polsce pod rządami PiS już nie ma. Nie umierają też dzieci. Jeżeli pojawiają się uchodźcy, to tylko jako bandyci.

Dziewczyny, które zajmowały się tematami społecznymi, dzisiaj są niemal bezrobotne. Kiedy chcą zrobić temat, że dziecko jest chore, drugie umiera na raka albo, że biedna rodzina potrzebuje pomocy, słyszą, że nie ma mowy - wylicza pracownik "Panoramy"'.

Strach przed problematycznymi tematami jest powszechny. Ponoć nawet w paśmie porannym się boją polityki. Gdy szef MSZ wytykał cyklistom i wegetarianom, dzień później pośpiesznie wycofywano materiał o bezmięsnej diecie. Jeżeli dzieje się coś, czego PiS nie chciałoby pokazywać - np. marsz KOD-u, "przykrywa się" to innym tematem. W lutym zamiast tłumu Polaków na ulicach mówiono o "teczkach Bolka". W maju ważniejsze od setek tysięcy idących przez Warszawę był internetowy czat z Jarosławem Kaczyńskim. W ostateczności "ktoś z góry" dzwoni do reżyserki i każe zmienić ujęcie.

Nawet, gdy ludzie szli przez most Poniatowskiego, a my mieliśmy piękne zdjęcia z drona, znowu był telefon, że nie wolno tego pokazywać na pełnym ekranie - wspomina dziennikarka TVP Info.

*Strach przed nową władzą przenosi się do sfery prywatnej dziennikarskiego życia. *Gdy szef Panoramy zobaczył zdjęcia z potajemnej imprezy pożegnalnej Joanny Racewicz, podobno zaczął karać podległych mu uczestników zabawy, ograniczając tematy. Nadal pracują, ale to od liczby tematów zależą ich zarobki.

*W tekście "Newsweeka" dostało się też młodym wilczkom z TVP. *To dziennikarze prawicowych pism ściągnięci do stacji po zmianie władzy. Tygodnik przekonuje, że "hipster prawica" w postaci Samuela Pereiry i Dawida Wildsteina dyktuje wiele bardziej doświadczonym dziennikarzom, co mają robić. Poza tym mają mieć obsesję na punkcie przecieków.

Dawid Wildstein wiecznie podejrzewa, że ktoś wynosi informacje. Z kolei szefowa 'Wiadomości' Marzena Paczuska wszystkich podejrzewa o sabotaż: operatorów, montażystów, inne redakcje. Kierujący 'Panoramą' Piotr Lichota też wszędzie węszy spiski - przekonuje informator Renaty Kim, autorki tekstu.

Według Pereiry, wiceszefa Publicystyki TVP, ów informator "specjalnie kłamie", a artykuł to "garść bzdur".

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Jan Muller

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić