Informacja ta została ogłoszona na wniosek klubu Nowoczesna. Minister odniosła się tym samym do przewidywanych efektów ustawy, która zniosła obowiązek szkolny dla sześciolatków, przywracając go jednocześnie dla siedmiolatków.
Wycofanie się z poprzedniej ustawy nakazującej rodzicom sześciolatków wysyłanie dzieci do szkół wzbudza kontrowersje. Problem dotyczy tego, że wskutek nowej ustawy może zabraknąć miejsc w przedszkolach dla trzylatków. Opozycja twierdzi, że wprowadzanie takiej zmiany to "trochę jak skok na główkę do wody, bez sprawdzenia, jaka jest głębokość wody" - RMF24 cytuje posłankę Katarzynę Lubnauer z Nowoczesnej.
Opozycja obawia się, że projekt ma poważne wady. Chociaż, jak podaje MEN, w przedszkolach w całej Polsce jest 50 tys. wolnych miejsc, to "ciężko, żeby dziecko, które nie ma miejsca w przedszkolu w Łodzi, przenieść do Olsztyna".
Minister Zalewska uspokaja i prosi, by nie niepokoić społeczeństwa. Reformę uzasadnia potrzebą zmian i podkreśla, że rząd podchodzi rzetelnie do każdego pomysłu.
Niepokój jest niepotrzebny. Na debatach pytania o sześciolatki raczej nie wybrzmiewają, padają sformułowania niektórych samorządów, że właściwie sytuacje mają opanowaną. Ostateczne informacje będziemy mieli 31 sierpnia, bo do tego momentu rodzic decyduje, czy dziecko może iść do szkoły - powiedziała Zalewska.
Minister poruszyła też temat całej struktury szkolnictwa w Polsce. Szefowa MEN stwierdziła, że obowiązkowy będzie powrót do systemu czteroletniego liceum.
Zobacz także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
