Mariusz Pudzianowski kontratakuje. Spór o biznes trwa, sportowiec opowiada o "nalocie w Andrychowie".

Żaden nalot, żadne zastraszanie, a wejście do własnej nieruchomości - Mariusz Pudzianowski w mediach społecznościowych zareagował na oskarżenia o włamanie do hotelu w Andrychowie. Podkreśla, że ma prawo do połowy nieruchomości. Opowiada o konflikcie z drugim współwłaścicielem.

Mariusz Pudzianowski odpowiedział na zarzuty jednego z właścicieli hotelu w Andrychowie
Źródło zdjęć: © Facebook.com | Facebook
Mateusz Ratajczak

W historię, którą jako pierwszy opisał "Super Express", trudno było uwierzyć. Sportowiec kilka miesięcy temu przyszedł do hostelu w Andrychowie w asyście wysportowanych współpracowników.

Jak wynika z relacji jednego z właścicieli obiektu: Pudzianowski miał przeganiać hotelowych gości, wykręcać zamki, wywozić kanapy i materace samochodami dostawczymi.

Money.pl pokazał nagrania z hotelowego monitoringu w materiale pt. "Mocne oskarżenia przedsiębiorcy. Twierdzi, że "Pudzian" zrobił mu "nalot" na hostel i rozkradł jego rzeczy", którego autorem jest Mateusz Madejski.

Akcja "Pudzian Team" w hostelu. Obejrzyj wideo:

Jak wyjaśniamy w materiale - sytuacja z Andrychowa to pokłosie konfliktu właściciela hotelu Andrzeja Kowalczyka z Mariuszem Pudzianowskim, który kilka miesięcy temu kupił połowę udziałów w tym biznesie. Kupił od… byłej żony Andrzeja Kowalczyka.

Pudzianowski jednak połową hostelu się nie zadowolił i próbował od Kowalczyka odkupić resztę. Zaoferował jednak niezadowalające dla przedsiębiorcy pieniądze. Aż doszło do prawdziwej wojny i sytuacji właśnie sprzed kilku miesięcy.

Do doniesień o "nalocie" właśnie odniósł się sam Mariusz Pudzianowski. Zrobił to za pośrednictwem mediów społecznościowych. - Zwykle nie komentuję spraw prywatnych, ale tym razem to zrobię - mówi. O informacjach medialnych na temat zajścia z Andrychowa mówi wprost: są brzydkie. - Rzeczywistość jest inna - broni się.

- W lipcu ubiegłego roku kupiłem 50 proc. udziałów w hotelu w Andrychowie i o tym fakcie poinformowałem drugiego współwłaściciela, czyli pana Andrzeja Kowalczyka. Dostał tę informację telefonicznie w dniu zakupu, dostał pismo, a ja chciałem z nim ustalić zasady współpracy. Pan Andrzej nie chce jednak współpracować, nie uznaje aktu zakupu i twierdzi, że ten jest nieważny. Złożył zażalenie do sądu, które zostało odrzucone. Złożył też kolejne zażalenie i też zostało odrzucone - tłumaczy Mariusz Pudzianowski.

Jak mówi strongman, drugi z współwłaścicieli jest przekonany, że "ani sąd, ani notariusze, ani prawnicy nie mają w tej sprawie racji", a Pudzianowski nie jest żadnym właścicielem. Sportowiec mówi, że z takimi argumentami trudno w zasadzie dyskutować - i zasłania się dotychczasowymi decyzjami sądu na swoją korzyść.

W blisko 7-minutowym nagraniu Pudzianowski wielokrotnie podkreśla, że jest prawowitym właścicielem połowy biznesu. Część pokoi w hotelu sam nawet użytkował.

Konflikt w ostatnim czasie się zaognił, a poszło o pieniądze. - Nie dostałem żadnej złotówki, jestem pełnoprawnym właścicielem i mogę czerpać korzyści finansowe z hostelu - tłumaczy.

I podkreśla, że o żadnym nalocie nie może być mowy. Dlaczego? Przekonuje, że na miejscu pojawił się z pracownikami, by wymienić zamki w pokojach, do których ktoś ukradł klucze. Sprawa kluczy - według sportowca - została zgłoszona na policję. Pudzianowski w nagraniu sugeruje, że wie kto odpowiada za zniknięcie kluczy - nie pada jednak żadne nazwisko.

- Wziąłem ze sobą dwóch pracowników, żeby powymieniali zamki, w pokojach, z których klucze zaginęły - wyjaśnia. I podkreśla, że w niektórych zamkach coś było zacięte, w innych były nawet powkładane szpilki. W czasie, gdy ekipa Pudzianowskiego walczyła z drzwiami, Andrzej Kowalczyk wezwał policję. Mariusz Pudzianowski podkreśla, że do wszystkich zamków miał drugi komplet kluczy.

Jak podkreśla sportowiec, druga strona nie jest bez winy. Pudzianowski twierdzi, że drugi z współwłaścicieli uniemożliwia remont części hotelu. - Doszedłem do wniosku, że odmalujemy dwa piętra, odnowimy, bo są brzydkie, troszeczkę ubrudzone. I dlatego pracownicy mieli zabrać część mebli - opowiada strongman. W efekcie druga strona miała wyłączyć światło, prąd, gaz, kanalizację.

- Co jest do jasnej pogody?! Pan Andrzej Kowalczyk zamknął kotłownie na cztery spusty i wezwał policję. Twierdził, że włamuję się do… własnej kotłowni. Policja przyjechała i zaczęła się śmiać - opowiada. - Do dziś nie mogę tego hotelu umalować - opowiada.

Wybrane dla Ciebie
Krzyżówka z wiedzy ogólnej. Tylko mistrz odkryje wszystkie hasła
Krzyżówka z wiedzy ogólnej. Tylko mistrz odkryje wszystkie hasła
Rodzinny spacer zmienił się w dramat. Dzieci pochylały się nad ojcem
Rodzinny spacer zmienił się w dramat. Dzieci pochylały się nad ojcem
Policja przyłapana. "To będzie podwójna kara". Ostra reakcja
Policja przyłapana. "To będzie podwójna kara". Ostra reakcja
To on szuka "złotego pociągu". Właśnie się ujawnił
To on szuka "złotego pociągu". Właśnie się ujawnił
Szedł obok placu zabaw. Nagle taki widok. "Prawdziwy hit sezonu"
Szedł obok placu zabaw. Nagle taki widok. "Prawdziwy hit sezonu"
Premier Indii mówił o pokoju. Spójrzcie na twarz Putina
Premier Indii mówił o pokoju. Spójrzcie na twarz Putina
Pojawił się w centrum Wrocławia. Kierowcy musieli omijać go łukiem
Pojawił się w centrum Wrocławia. Kierowcy musieli omijać go łukiem
Portugalia zaostrza przepisy deportacyjne dla nielegalnych imigrantów
Portugalia zaostrza przepisy deportacyjne dla nielegalnych imigrantów
8 miliardów funtów na wsparcie Ukrainy? Brytyjczycy mają plan
8 miliardów funtów na wsparcie Ukrainy? Brytyjczycy mają plan
Miał już dość. Ujęcie sprzed Lidla. Wywiesił karteczkę
Miał już dość. Ujęcie sprzed Lidla. Wywiesił karteczkę
Wyż z Rosji nadal nad Polską. Należy spodziewać się opadów
Wyż z Rosji nadal nad Polską. Należy spodziewać się opadów
Zaginęła 15-latka z Konstantynowa Łódzkiego. Jest nowy trop
Zaginęła 15-latka z Konstantynowa Łódzkiego. Jest nowy trop