Łukasz Maziewski
Łukasz Maziewski| 
aktualizacja 

Problem polskiej armii. "W czasie wojny leżymy"

Wojna w Ukrainie wymusiła na polskiej armii szybszą modernizację. O ile niektóre programy, takie jak zakup systemów Patriot czy myśliwców F-35, były omawiane od dawna, o tyle kontrakt na czołgi czy wyrzutnie rakiet z Korei był co najmniej zaskakujący. Wymusza to dużą reorganizację sił zbrojnych. A płk Piotr Lewandowski mówi, że nie znamy docelowych struktur armii, co utrudnia rozmowę o kształcie armii.

Problem polskiej armii. "W czasie wojny leżymy"
Koreańskie czołgi K2 Black Panther dla Polski w porcie w Gdyni (Twitter Ministerstwa Obrony Narodowej)

Na początek małe wyliczenie. Po wybuchu wojny w Ukrainie polskie Ministerstwo Obrony Narodowej ruszyło na ogromne zakupy. Nieoczekiwanie Mariusz Błaszczak zapowiedział, że Polska kupi od Korei Południowej czołgi, armatohaubice i wyrzutnie rakiet.

Zakupy mają być naprawdę pokaźne. W okresie 2022-2025 do Polski ma dotrzeć pierwsze 120 czołgów K2, a po 2026 r. - kolejne 820. Do tego 672 armatohaubice K9 wraz z wozami towarzyszącymi: amunicyjnymi i inżynieryjnymi i 288 wieloprowadnicowych wyrzutni pocisków rakietowych K239 Chunmoo. A to nie koniec.

Oprócz tego, Polska planuje zakupić 250 amerykańskich czołgów M1A2 Abrams w najnowocześniejszej wersji SEPv3. Kolejne zakupy w USA to znane z wojny w Ukrainie wyrzutnie rakietowe HIMARS (tych ma być w teorii 220), baterie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej Patriot, samoloty F-35, czy - w dalszej perspektywie - nowoczesne śmigłowce szturmowe AH-64 Apache.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Przełom w polskim wojsku? "Będziemy centrum zbrojeniowym Europy"

Wszytko to sprawia, że polska armia ma być docelowo jedną z silniejszych w Europie. Ale wymusza to ogromne zmiany. Weteran wojen w Iraku i Afganistanie, płk Piotr Lewandowski przekonuje w rozmowie z o2.pl, że wysiłek wojska może być w tym zakresie tak duży, jak zmiany, które przechodzi od 2014-2015 roku armia ukraińska.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

A ta doświadczyła tych zmian w momencie najbardziej krytycznym - w boju. Aneksja Krymu, wojna w Donbasie czy tocząca się od lutego inwazja Rosji wymusiły na ukraińskiej armii błyskawiczne zmiany i adaptowanie się do wzorów zachodnich. Wszystko to jeśli nie pod ogniem, to w krótkich okresach zawieszenia broni.

Te zmiany, które czekają naszą armię, są zmianami na co najmniej dekadę. I to piekielnie intensywną. 10 lat wytężonej pracy. Tak, jak po 2014-2015 r. pracowali nad swoją armią Ukraińcy. I praca ta będzie dotyczyła zarówno wojskowych, jak i ludzi zapewniających armii realność stawianych celów. Bo bez tego kilkadziesiąt tysięcy młodych ludzie nie zdecyduje się na założenie mundurów - mówi płk Lewandowski.

Zakupy to jedno. Mało kto mówi głośno o tym, że wymuszają one także zmiany. Takie, które widać mniej i nie są one tak atrakcyjne, jak rzędy czołgów, wyrzutni rakiet czy innego sprzętu, na tle którego można zrobić dobrze wyglądające (choćby w kampanii wyborczej) zdjęcie. Pojawienie się nowego sprzętu będzie wymagało nie tylko nowej infrastruktury wojskowej.

Nowoczesne, piekielnie kosztowne czołgi, wyrzutnie rakiet czy samoloty i śmigłowce nie mogą stać "pod chmurką". Z tym mieliśmy już do czynienia w siłach zbrojnych, kiedy bataliony czołgów Leopard 2A5 przesunięto decyzją Antoniego Macierewicza do podwarszawskiej Wesołej. Czołgi nie miały odpowiednio przystosowanych garaży i przez co najmniej dwa lata narażone były na warunki atmosferyczne. Nie wpłynęło to dobrze na ich zdolność bojową.

Jaka struktura Sił Zbrojnych?

Nie tu leży jednak istota problemu. Nie znamy, jak mówi płk Lewandowski, docelowej struktury sił zbrojnych. A to sprawia, że trudniej wypracować model, w którym nowy sprzęt wojskowy trafi do konkretnych jednostek. W miastach odtwarzane są garnizony i jednostki, jednak wszystko to jest - jak dotąd - bardzo umowne. A do garnizonów trafi sprzęt - tak, jak np. czołgi K2, które zdaniem ministra Błaszczaka trafią do garnizonu w Ostródzie na Mazurach.

Obrazowo mówiąc: nie wiemy, jak będzie wyglądała ta struktura. Ile będzie dywizji, po ile brygad w dywizji, po ile batalionów na brygadę itd. Dlatego z dużą ostrożnością wypowiadam się na temat zakupów zbrojeniowych – ponieważ nie znam docelowych struktur. A to one będą decydujące. Co z tego, że kupimy setki środków rażenia, rakietowego i artyleryjskiego, Krabów, HIMARS-ów, co dusza pragnie. Ale nie wiemy, jak będą one umiejscowione w strukturze naszych sił zbrojnych! Albo takie pytanie: co się stanie z naszymi czołgami Leopard? Czy one trafią do nowych brygad rezerwowych? A może nie? - pyta Lewandowski.

"Logistyka, głupcze!"

Przypomina też o tym, co nie pojawia się w programach informacyjnych i zdjęciach prezentowanych ochoczo przez MON. Czyli o logistyce właśnie. Obecnie w strukturze Wojska Polskiego są dwie brygady logistyczne: 1 brygada z Bydgoszczy i 10 brygada z Opola.

A pod to, co kupujemy – lub raczej: chcemy kupić – potrzeba minimum czterech. Wojsko to nie tylko czołgi, samoloty czy wyrzutnie rakiet. To także, a może przede wszystkim, logistyka i infrastruktura. I kadry. Kadry! Przy kompanii piechoty wszystko może załatwić ogarnięty szef kompanii. Ale z logistykami tego się nie da zrobić - tłumaczy oficer.

Ćwiczyć nawet na sucho

Sądząc po zakupach MON, można założyć, że wojsko chce odtwarzać brygady artylerii. Ale nie wiadomo, jak będą one wyglądały. Ile ich będzie, jaka będzie struktura czy podporządkowanie. Obecnie mamy trzy dywizje, czwarta - 18 Dywizja Zmechanizowana -  jest w trakcie formowania. A jeśli powstaną nowe brygady artylerii (czy jakikolwiek inne), to trzeba będzie je wpiąć w już istniejący system. Gdzie zatem trafią, jakiej jednostce wyższego szczebla będą podporządkowane i jak trzeba będzie zmieniać już istniejącą tkankę dywizji? To pozostaje niewiadomą.

Płk Lewandowski wylicza kilka filarów współczesnej armii. Zdolność rozpoznania, siła rażenia w głąb ugrupowania wroga (minimum na 300 km), zdolność zakłócania rozpoznania wroga lub, a potem połączenie manewrowości i ognia wojsk pancerno-zmechanizowanych. Dlatego, jak twierdzi, kupujemy mądrze – to, co ma nam zapewnić wszystkie te rzeczy. Tyle że nie jest jasne, jak będzie to budowane w funkcjonalny, zachowujący synergię system.

A ludzi do tworzenia tego systemu trzeba szkolić już, teraz. Fajnie, że mamy dowódców dywizji. A czy przygotowujemy sztaby tych dywizji do funkcjonowania z tymi środkami ogniowymi, które się pojawią? Bo to trzeba robić teraz. Nawet na mapach, na sucho. Nie, kiedy nowe wyrzutnie czy czołgi pojawią się w linii, czyli w pododdziałach. Już teraz trzeba zgrywać oddziały i środki, które dopiero się pojawią - mówi na koniec.
Trwa ładowanie wpisu:twitter

Kłopotliwe zdobycze

Warto w tym miejscu odwołać się jeszcze raz do doświadczeń ukraińskich. "Washington Post" opisuje, że Ukraińcy - szczególnie w pierwszej fazie wojny - zdobywali na Rosjanach bardzo dużo sprzętu wojskowego. W teorii powinny to być cenne zdobycze. Do momentu, gdy ruszyły dostawy zagraniczne w dużej ilości, Rosjanie i Ukraińcy wykorzystywali podobne typy uzbrojenia.

Trwa ładowanie wpisu:twitter

Ale z czasem pojawił się problem. Zabrakło części zamiennych do remontów i zdobywane na Rosjanach czołgi, transportery opancerzone i inny sprzęt utknęły w magazynach. A czasem nawet w błocie - tam, gdzie porzucili je Rosjanie. Druga kwestia to problemy z amunicją. Z jej zapasami problemy mają zresztą obie strony - tak Rosjanie, jak Ukraińcy. Tu znowu "kłania się" kwestia logistyki i zaopatrzenia.

W ten sposób wracamy do kwestii przyszłej struktury naszych sił zbrojnych. Przygotowując się do ewentualnej obrony kraju przed potencjalnym atakiem, takim jaki dotknął w lutym Ukrainę, nie wolno nam zapominać o tym, czego nie widać w telewizyjnych migawkach: o zapleczu logistycznym czy zaopatrzeniu. O tym mówi także były dowódca wojsk lądowych i wiceminister odpowiedzialny za zakupy sprzętu, gen. Waldemar Skrzypczak.

Każda dywizja powinna mieć swoją brygadę logistyczną. A to wymaga prawdziwej rewolucji. Tak wojskowej, jak i cywilnej, bo to system naczyń połączonych. Łatwo powiedzieć w telewizji, że kupuje się 1500 czołgów, trudniej o rozwiązania systemowe. A takie rozwiązania systemowe to nie tylko logistyka czy dowóz i zaopatrzenie, mierzone w kilometrach i czasie dostawy. To także uzyskanie autonomiczności. Musimy uruchomić produkcję rakiet, pocisków, amunicji do nowych systemów. W czasie wojny leżymy, jeśli nie zapewnimy sobie ciągłości dostaw, a jeśli dojdzie konfliktu na linii Rosja – NATO, to trudno wyobrazić sobie dostawy tego wszystkiego z USA czy Korei Południowej - przekonuje Skrzypczak.

Po pierwsze, jak mówi, będzie to trwało tygodniami, po drugie, konwoje będą narażone na ataki wroga. Dlatego sektor produkcji amunicji musi stać się jednym z kluczowych w polskiej zbrojeniówce. Bez tego łatwo może dojść do sytuacji, w której będziemy strzelali z powietrza. Do tego kwestia remontów, napraw i zaopatrzenia tych systemów. Ich serwis i obsługa. Bez tego wszystkiego na nic zdadzą się zakupy, choćby największe i najbardziej widowiskowe.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić