Burzliwa debata w Zakopanem. Wśród mieszkańców wrze
Zakopiańscy taksówkarze uważają, że zostali potraktowani nieuczciwie. Chodzi o plany wprowadzenia maksymalnych stawek za przejazd w "polskiej stolicy Tatr". Przewoźnicy twierdzą, że proponowane kwoty są zdecydowanie zbyt małe. Narzekają też na - ich zdaniem - nieuczciwą konkurencję ze strony taksówek na aplikacje.
Radni z Zakopanego chcieli uporządkować kwestię taksówek w mieście. W planach było wprowadzenie maksymalnych stawek za postój i kilometr, narzucenie obowiązku znakowania samochodu i wprowadzenie identyfikatorów dla kierowców.
Chociaż pomysł wydaje się słuszny, taksówkarzom się nie spodobał. Dlaczego? Ich zdaniem proponowane przez radnych kwoty (11 zł za opłatę początkową, 8 zł za przejechany kilometr w pierwszej taryfie i 9 zł w taryfie drugiej oraz 50 zł za godzinę postoju) są nieadekwatne do sytuacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lądowanie z przytupem. Na ten samolot czekała nawet kaszubska kapela
Taksówkarze podkreślają, że kwoty mogłyby się sprawdzić w dużych miastach. Na burzliwej sesji rady miasta oraz w rozmowie z gazeta.pl wskazują, że koszt eksploatacji samochodu w górskim, ośnieżonym terenie jest dużo wyższy, a sami muszą zrobić w czasie sezonu.
To nie Warszawa, my żyjemy z sezonu - mieli krzyczeć podczas sesji taksówkarze, cytowani przez serwis gazeta.pl.
Przedstawiciele korporacji wskazują też, że coraz trudniej wygrywa im się z kierowcami taksówek na aplikacje. Współpracownicy Bolta i Ubera mają nie rejestrować wszystkich kursów i podobno nie zawsze oznaczają samochody.
Czytaj także: Spór w Zakopanem. Ksiądz i burmistrz walczą o parking
Ostatecznie, po bardzo burzliwej dyskusji, radni wycofali się na razie z pomysłu wprowadzenia maksymalnych stawek. Na razie wprowadzono obowiązek oznaczania samochodów, a także zobowiązano kierowców do jazdy z identyfikatorami.