Dwa ciała w lesie w Niemczech. To Ukrainka i jej 2-letnia córka. Pomagali im w Polsce. "Wymagała troski"
Tragedia, która wydarzyła się pod koniec czerwca w Niemczech, ma swój początek w Polsce. Luba - Ukrainka, która wraz z rodziną uciekła przed wojną z Donbasu, przez kilka lat próbowała ułożyć sobie życie w naszym kraju. Przebywała m.in. we Wrocławiu, Gdańsku i Krakowie, a po wyczerpaniu możliwości, ponownie wyjechała do Niemiec. Tam, niedługo później, doszło do brutalnego morderstwa jej i jej rocznego dziecka. - To od początku była taka rodzina, która wymagała sporej uwagi, sporej troski – mówi w rozmowie z o2.pl Piotr Rykowski z Fundacji Medyczna Solidarność we Wrocławiu, który pomagał ukraińskiej rodzinie przez 2 lata.
W niedzielę 29 czerwca w Dorsten w Niemczech kobieta idąca wczesnym rankiem w stronę cmentarza natrafiła na ciało martwej kobiety. Jak się okazało – ofiara miała opuszczone spodnie i nie żyła od kilku godzin. Wkrótce potem, w pobliskich zaroślach, odnaleziono ciało jej rocznego dziecka – dziewczynki, która została pobita na śmierć.
Sekcja zwłok potwierdziła, że zarówno matka, jak i dziecko zmarły w wyniku "ostrej przemocy". Matka miała m.in. ranę szarpaną z tyłu głowy. Niemieckie media, m.in. "Focus" i "Bild", donoszą, że śledczy od początku mieli problem z ustaleniem motywu. Do aresztu trafił 16-letni podejrzany, który sam zgłosił się na policję, jednak jego wyjaśnienia są niepełne, a okoliczności zbrodni wciąż są niejasne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zabójstwo Anastazji w Grecji. Będzie wniosek o ekstradycję?
Ucieczka przed wojną i życie w Polsce
Zanim doszło do tragedii, rodzina szukała schronienia w Polsce. O ich pobycie i zmaganiach opowiada w rozmowie z o2.pl Piotr Rykowski z Fundacji Medyczna Solidarność z Wrocławia, która przez wiele miesięcy wspierała rodzinę.
Rodzina trafiła do nas, można powiedzieć kilka lat temu, bo ze dwa lata. Przyjechali z Donbasu. To od początku była taka rodzina, która wymagała sporej uwagi, sporej troski, sporej uwagi. Obok pomocy sensu stricte materialnej, bytowej, wymagała także zaangażowania ze strony psychologicznej, pedagogicznej, społecznej. Kiedy ta rodzina była tutaj we Wrocławiu miała nie tylko trudną sytuację bytową, ale mówiąc kolokwialnie, sami sobie ze sobą nie potrafili pewnych rzeczy poukładać. Nasza pomoc polegała na tym, że wspieraliśmy sprawy higieniczne, czystości, administracyjne, codzienne – mówi.
Fundacja pomagała rodzinie zarówno materialnie, jak i psychologicznie. 32-letnia Luba, która została zamordowana, nigdy nie pracowała. – Jej stan nie bardzo na to pozwalał –wyjaśnia Rykowski. Pracę tymczasową jako kurier podjął jedynie jej brat.
Wielokrotne przeprowadzki i brak stabilizacji
Po urodzeniu przez Ukrainkę drugiego dziecka – Marii – rodzina opuściła Wrocław. Przenieśli się do Niemiec.
Pojechali najpierw do Niemiec, z tych Niemiec wrócili do Gdańska na Pomorze, tam trafili do ośrodka z bardzo określonymi zasadami funkcjonowania, pobytu. Kompletnie się nie odnaleźli. Pojechali do Krakowa. W Krakowie też się nie odnaleźli. Przyjechali z powrotem do Wrocławia, chcieli wrócić do Sezamu, do nas. Procedura jest taka, że w Sezamie mogą przebywać tylko osoby, które są skierowane z centrum kryzysowego. Poszli więc tam, ale chyba nie zostali ponownie zarejestrowani, nie znam dokładnie tych proceduralnych spraw, w każdym razie wrócili do Niemiec – relacjonuje o2.pl Rykowski.
W placówkach, w których mieszkali, pojawiały się problemy wychowawcze i higieniczne. Starsza córka – obecnie pod opieką niemieckiego urzędu ds. młodzieży – musiała brać na siebie odpowiedzialność za zwierzę domowe i opiekę nad młodszą siostrą.
Anna nauczyła się j. polskiego w 2-3 miesiące, świetnie mówiła, chodziła do szkoły, radziła sobie w codziennej komunikacji. Kiedy zaczęły się pojawiać problemy z psem, np. że przywiązali go do drzewa na dziedzińcu, nie dostał jedzenia, nie dostał picia, zaczęło się robić zamieszanie, to tak naprawdę ta dziewczynka wtedy podjęła obowiązek pilnowania szczepień, karmienia i opieki na co dzień nad zwierzęciem.
Zagubiona, ale nie patologiczna
Jak podkreśla przedstawiciel fundacji, mimo licznych problemów, nie można tej rodziny uznać za patologiczną. Kobieta często wieczorami wychodziła przeszukiwać śmietniki. Fundacja musiała interweniować, by zapewnić higienę w ośrodku.
To była osoba, która lubiła wychodzić gdzieś wieczorem na zasadzie takiej, że mówiąc wprost, przeszukiwała śmietniki. (...) My dość mocno pilnujemy porządku i zasad, które mają mieszkańcy narzucone, jednak to, że mieli bałagan w pokoju, to jest mało powiedziane. Niestety, w pokojach nie jesteśmy w stanie już za nikogo utrzymać czystości. (...) To jest bez wątpienia rodzina, która wymagała stałego asystenta albo dozoru pomocy. Ta rodzina powinna mieć mocno określone zasady funkcjonowania, godziny powrotu – mówi o2.pl Rykowski.
Nierozwiązana zagadka
Tło zbrodni wciąż nie zostało w pełni wyjaśnione. Media donoszą, że podejrzany 16-latek znał brata ofiary. Nie wiadomo, czy miało to wpływ na wydarzenia z feralnego wieczoru. Zabezpieczono także przybory kuchenne, które mogą mieć znaczenie dla śledztwa.
Danuta Pałęga, dziennikarka o2.pl