Trump organizuje masowe deportacje do Salwadoru. Eksperci mówią wprost
Donald Trump zapowiedział, że więźniowie i nielegalni migranci z USA trafią do więzień w Salwadorze. Przeprowadzono już pierwsze deportacje. Sytuację w rozmowie z o2 komentują znani specjaliści - Andrzej Kohut, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich oraz dr Marcin Fatalski z Instytutu Amerykanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Administracja prezydenta USA ma realizować masowe deportacje do Salwadoru. To efekt umowy między Donaldem Trumpem i prezydentem Nayibem Bukele. Do zakładów karnych w kraju nad Oceanem Spokojnym trafią niebezpieczni przestępcy (w tym członkowie gangów) oraz nielegalni imigranci.
Dlaczego akurat Salwador? Amerykanista dr Marcin Fatalski zauważa, że prezydent Salwadoru wzbudza podziw Donalda Trumpa poprzez sposób zdobycia władzy i "bliskość polityczną" z prezydentem USA.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Poranne pasmo Wirtualnej Polski, wydanie 15.04
Prezydent Salwadoru należy do polityków, którzy zdobyli władzę w państwie objętym kryzysem, w szczególności wynikającym z bezprecedensowej skali przestępczości i opanowania kraju przez gangi. Odwołując się do instrumentów wzbudzających sprzeciw szeroko rozumianej liberalnej części sceny politycznej i komentariatu, brutalnymi instrumentami znacząco zmniejszył przestępczość i zapewnił sobie spektakularną elekcję - ocenia specjalista z Instytutu Amerykanistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dr Fatalski wskazuje, że duża część imigrantów w USA to obywatele Salwadoru, którzy uciekali przed biedą i przemocą gangów. Ze słowami eksperta z UJ zgadza się Andrzej Kohut. Analityk w Zespole Bezpieczeństwa i Obronności Ośrodka Studiów Wschodnich uważa, że wybór Salwadoru był prozaiczny, bo władze tego kraju "zgodziły się współpracować z USA w tym zakresie".
W opinii Andrzeja Kohuta, Trump sięgnie po wszystkie możliwe środki, żeby rozwiązać sprawę nielegalnej migracji.
To sposób, aby wzmocnić komunikat, który wysyła nie tylko do przestępców zaangażowanych w złowrogie gangi, ale też innych osób, które mają zamiar nielegalnie się do Stanów Zjednoczonych przedostać. To pokazuje, że nowa administracja planuje wykorzystać bardzo drastyczne środki, żeby poradzić sobie z problemem imigracji - tłumaczy ekspert w rozmowie z o2.pl.
Do Salwadoru trafił niewinny człowiek. Czy to problem dla Trumpa?
Zarówno dr Marcin Fatalski, jak i Andrzej Kohut zauważają, że deportacje mogą być problemem prawnym. Przykładem jest 29-letni Abre Garcia. Został on zesłany do ośrodka Cecot w Salwadorze przez pomyłkę. Amerykański Sąd Najwyższy USA nakazał sprowadzenie Garcii z powrotem, ale problem pozostał nierozwiązany.
W jednym przypadku wysłano do Salwadoru niewinnego człowieka, co przyznał Departament Sprawiedliwości. Na razie nikt nie znalazł sposobu, aby tego człowieka sprowadzić do USA z powrotem. Sytuacja ta może być z jednej strony dla Trumpa kryzysem wizerunkowym, bo nieprzychylne mu media podkreślają pomyłkę władz. Z drugiej strony Trump chce wysyłać taki komunikat. On chce pokazać, że nie jest ważne, czy należysz do gangu. Masz problem, jeżeli zostaniesz o to posądzony i to może wystarczyć do deportacji. Ta wiadomość została tym sposobem jeszcze wzmocniona - mówi w rozmowie z o2.pl Andrzej Kohut.
Z kolei dr Fatalski zauważa, że sprawa będzie skomplikowana, jeżeli chodzi o obywateli USA. Ich deportację również zapowiedział Trump.
Sprawa się komplikuje, gdy przychodzi do obywateli USA. Trudno to sobie wyobrazić. Nawet sytuacja osób objętych formami ochrony prawnej w USA jest inna - tłumaczy Amerykanista.
Obydwaj eksperci uważają, że nawet skrajne działania Donalda Trumpa mogą być akceptowane przez amerykańską opinię publiczną.
Badania dowodzą (np. Gallup), że przeciętny Amerykanin obawia się oddalać od własnego domu. Przestępczość jest faktem. Zatem rząd próbujący jej zaradzić, może liczyć na poparcie opinii publicznej. Jeśli nawet działania administracji wydają się niekonwencjonalne, mogą zapewnić Donaldowi Trumpowi wzrost poparcia - wyjaśnia dr Marcin Fatalski.
Andrzej Kohut zauważa, że za czasów prezydentury Joe Bidena dochodziło do nawet 200 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy z USA miesięcznie. Amerykanista zaznacza, że skrajna polityka administracji prezydenta Trumpa już przyniosła efekty pod tym względem. Nie wiadomo jednak, czy są to efekty długofalowe.
Aktualnie liczba ta spadła poniżej 10 tys. prób miesięcznie. To wynik niespotykany od wielu lat, nawet od dekad. W związku z tym przynajmniej krótkoterminowo Trump odniósł tu sukces. Oczywiście, długofalowo zobaczymy, czy ten trend się utrzyma. On się może zmienić, ale na razie to jego zwolennikom wystarcza - tłumaczy specjalista z OSW.
Co Salwador może dostać od Trumpa? Eksperci są zgodni
Według dr. Marcina Fatalskiego, rząd Salwadoru może liczyć na "pieniądze za utrzymywanie deportowanych oraz poparcie polityczne USA, które nigdy nie jest do przecenienia".
Pamiętajmy, że Bukele spacyfikował gangi, ale problemów gospodarczych nie rozwiązał - zauważa członek Polskiego Towarzystwa Studiów Międzynarodowych.
Z kolei Andrzej Kohut podkreśla, że "z perspektywy Salwadoru to próba poprawienia relacji ze Stanami Zjednoczonymi". Specjalista z Ośrodka Studiów Wschodnich zaznacza, że prezydent Nayib Bukele nie miał dobrych stosunków z administracją Joe Bidena.
Od początku sygnalizował jednak, że jeżeli władza w USA się zmieni, to te relacje mogą się zmienić, na korzyść Salwadoru. Jego ostatnia wizyta i wspólna konferencja z Donaldem Trumpem w Gabinecie Owalnym pokazuje, że ta perspektywa korzystnej współpracy dla Salwadoru istnieje. Tych korzyści może być wiele, przede wszystkim opłaty za przyjęcie więźniów a także potencjalne korzyści gospodarcze - wyjaśnia analityk w Zespole Bezpieczeństwa i Obronności OSW.
Zarówno dr Marcin Fatalski, jak i Andrzej Kohut zauważają, że Trump wykonuje gest w stosunku do krajów z regionu Stanów Zjednoczonych. Eksperci zauważają też, że twarda polityka Donalda Trumpa to nie tylko gra na podwyższenie sondaży, ale też działania zmierzające do rozwiązania problemu.
Kohut zaznacza, że sprawa "może być po części problematyczna międzynarodowo", ale większość deportowanych pochodzi z krajów, które są słabe (np. Wenezuela), co ogranicza możliwość interwencji.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl