oprac. Karol Osiński| 
aktualizacja 

Umierała, a on robił zdjęcia. Fotograf tłumaczy, dlaczego jej nie pomógł

100

Erupcja wulkanu Nevado del Ruiz z 1985 roku doprowadziła do śmierci niemal 20 tys. mieszkańców kolumbijskiej miejscowości Armero. Dziewczynka Omayra Sánchez Garzón walczyła o życie przez kilka dni, będąc uwięziona w pułapce. Media obiegło jej zdjęcie zrobione przez fotoreportera. Ludzie do dziś nie mają dla niego litości.

Umierała, a on robił zdjęcia. Fotograf tłumaczy, dlaczego jej nie pomógł
Fotograf wykonał zdjęcie umierającej dziewczynki w pułapce (Getty Images, X, Anadolu)

Przed wybuchem wulkanu miejscowość Armero liczyła 29 tys. mieszkańców. Zgodnie z doniesieniami BBC, po erupcji ich liczba zmniejszyła się do 9 tys., lecz biorąc pod uwagę wszystkie okoliczne wioski, które ucierpiały, ofiary w ludziach sięgnęły liczby 25 tysięcy. Miasto zostało całkowicie spustoszone i ostatecznie opuszczone.

Za jeden z powodów, który miał wywołać tak dużą śmiertelność po wybuchu Nevado del Ruiz uważa się stopienie lodowców na górze, co stworzyło piroklastyczny błotny strumień nazywany "lahar". Źródło podaje, że miasto Armero miało zostać dotknięte żywiołem aż trzykrotnie, co również wpłynęło na liczbę poszkodowanych.

Lecz istnieje również inny powód, przez który o erupcji stało się głośno na skalę światową. A to za sprawą zdjęcia dziewczynki Omayry Sánchez Garzón, zrobionego przez fotoreportera Franka Fourniera. Widać na nim, jak dziecko z przekrwionymi oczami, sprawiającymi wrażenie czarnych, walczy o życie, będąc uwięzione przez gruz i błoto wulkaniczne.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Potężna ulewa w Zamościu. Nagrania po rekordowych opadach

Ratownicy ostatecznie wydobyli dziecko z pułapki, lecz trzy dni później zmarła z powodu gangreny. Autor zdjęcia powiedział, że dziewczynka "stawiła czoła śmierci z odwagą i godnością". Ii choć chciał przy tym wykazać się dużą kreatywnością, ludzie nie darowali mu, że nie pomógł.

Fotograf zrobił zdjęcie umierającej dziewczynce. Ludzie nie zostawili na nim suchej nitki

Frank Fournier udzielił wywiadu dla BBC, podczas którego powiedział, że ludzie bez przerwy dopytywali go, dlaczego nie ruszył jej na pomoc, a zamiast tego, "wykorzystał jej cierpienie dla własnego interesu". Mężczyzna został nazwany "sępem". Jego zdaniem uratowanie dziecka było niemożliwe.

Czułem, że ta historia była dla mnie ważna i byłem szczęśliwszy, że była jakaś reakcja; byłoby gorzej, gdyby ludzie się tym nie przejmowali. Bardzo jasno mówię o tym, co robię i jak to robię, i staram się wykonywać swoją pracę z jak największą uczciwością i rzetelnością. Wierzę, że zdjęcie pomogło zebrać pieniądze z całego świata na pomoc i pomogło podkreślić nieodpowiedzialność i brak odwagi przywódców tego kraju. To był oczywisty brak przywództwa. Nie było planów ewakuacji, a przecież naukowcy przewidzieli katastrofalny zasięg erupcji wulkanu. Ludzie nadal uważają to zdjęcie za niepokojące. To podkreśla trwałą moc tej małej dziewczynki. Miałem szczęście, że mogłem działać jako pomost łączący ludzi z nią - powiedział fotoreporter.
Trwa ładowanie wpisu:twitter

Fotograf tłumaczył, że po zrobieniu zdjęcia pojechał przekazać kliszę, gdy wrócił po trzech godzinach, dziewczynka już nie żyła. 

Ludzie nie byli w stanie jej pomóc. Ratownicy ciągle do niej wracali, miejscowi rolnicy i niektórzy ludzie, którzy mieli jakąś pomoc medyczną. Próbowali ją pocieszyć. Kiedy robiłem zdjęcia, czułem się całkowicie bezsilny wobec tej małej dziewczynki, która stawiała czoła śmierci z odwagą i godnością - mówił po latach Frank Fournier.
Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić