Menedżer Martyniuka zabrał głos. Twierdzi, że jest... ofiarą!
Daniel Martyniuk znów przypomniał o sobie w bardzo niechlubny sposób. Mężczyzna urządził burdę w hotelu w Zakopanem. Śpiewał na balkonie, pokazywał obraźliwe gesty i zakłócał porządek. Efekt? Został wyprowadzony z budynku przez policję. Teraz głos ws. afery zabrał jego menedżer.
Daniel Martyniuk bardzo słabo rozpoczął nowy rok. Mężczyzna w sylwestrową noc szalał w zakopiańskim hotelu. Pojawiły się doniesienia o tym, że urządził tam burdę!
"Super Express" publikował nawet nagrania. Widać na nich, jak syn Zenka Martyniuka śpiewa i pokazuje obraźliwe gesty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Strażacy kontra fajerwerki. Groźny wystrzał w drodze na interwencję
Tymczasem milczenie ws. skandalu przerwał nowy menedżer Martyniuka Marcin Kiljan. Na temat Daniela wypowiadał się w superlatywach.
Jest bardzo umuzykalniony, ma świetny głos, zna bardzo dobrze angielski. Potrafi śpiewać zarówno covery, jak i polską poezję śpiewaną. Wziąłem go do studia i zrobiłem mu test, taki jak robiłem stu innym osobom, a było u mnie w studiu pół polskiej estrady - przekazał w rozmowie z "Faktem".
A jak tłumaczył sylwestrowy wybryk Daniela Martyniuka? - To też (rozpoczęcie muzycznej kariery - dop. red.) może powodować u niego spore pobudzenie. Uważam, że tam nic wielkiego się nie stało, widziałem różne rzeczy w show-biznesie. Daniel ma w sobie mnóstwo energii i czasami nie wie po prostu, jak ją spożytkować. Cały czas mu tłumaczę, że nagrywanie płyty wymaga wiele pracy i trzeba się wyłącznie na tym skoncentrować - dodał.
Daniel Martyniuk jest... ofiarą?!
Marcin Kiljan stwierdził nawet, że Daniel Martyniuk jest "ofiarą pewnego splotu wydarzeń".
Jest synem Zenka i przez całe życie ten plecak nosi, z drugiej strony jest człowiekiem bardzo zagubionym życiowo, będąc jednocześnie bardzo uzdolnionym muzycznie - zauważył.
Na koniec potwierdził, że Daniel ma problem z używkami. Jednocześnie wyraził nadzieję, że zdoła się z tym uporać.