O tej historii dalej mówią Niemcy. Wulkan "zamknął" drogę "Lewemu" do Anglii
Kariera Roberta Lewandowskiego jest bliska końca, lecz Niemcy wciąż wracają wspomnieniami do jej początków. W końcu to "u nich" "Lewy" rozwinął skrzydła i stał się znakomitym napastnikiem. Niewiele osób pamięta, że wszystko mogło potoczyć się inaczej. Choć brzmi to abstrakcyjnie, w Anglii nie zagrał przez... wulkan.
Serwis reviersport.de przypomniał historię, kiedy Robert Lewandowski w 2010 roku był o krok od podpisania kontraktu z Blackburn Rovers z Premier League, lecz transfer nie doszedł do skutku z powodu erupcji wulkanu Eyjafjallajökull na Islandii. Chmura pyłu wulkanicznego zawisła nad Europą, co doprowadziło do zakazu lotów między 14 a kilkoma kolejnymi dniami kwietnia, gdy Lewandowski miał przylecieć do Anglii i zwiedzić ośrodek treningowy oraz stadion klubu.
To jego lot został odwołany, mimo że spotkał się już wcześniej z menedżerem Rovers, Samem Allardyce’em, który przyjechał na mecz Lecha Poznań. Lewandowski potwierdził później, że to właśnie erupcja wulkanu zatrzymała całość procedury transferowej. Gdyby nie ona, mógłby zostać zawodnikiem Blackburn, któremu grożono opłacenie kwoty transferowej przewyższającej kwoty, o jakich mówi się dziś w kontekście czołowych lig.
Niemcy przypominają historię nieudanego transferu Roberta Lewandowskiego z Lecha Poznań do Anglii
Był to moment, w którym Polak mógł zdecydować się na ofertę z Premier League, ale loty europejskie zostały zawieszone na kilka tygodni. Ostatecznie strona brytyjska zrezygnowała z działania i Lewandowski przeszedł do Borussii Dortmund, z którą podpisał umowę w czerwcu 2010. W rozmowie z dziennikiem The Times polski napastnik podkreślił, że do transferu brakowało tylko osobistego przylotu do Anglii, pozdrawiając menedżera, który zrobił na nim dobre wrażenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mówi o życiu z Piotrem Cyrwusem. "Nie idziemy spętani łańcuchami"
Allardyce w późniejszych wypowiedziach stwierdził, że gdyby lot się odbył, planowali powitać go już na lotnisku w Manchesterze, a kontrakt miał zostać podpisany tydzień lub dwa później. Warto przypomnieć, że chmura pyłu powstała po wybuchu wulkanu Eyjafjallajökull, który między 14 a 20 kwietnia zablokował ruch lotniczy w większości części kontynentu, przeszkadzając nie tylko transferowi Lewandowskiego, ale także podróżom dygnitarzy na pogrzeb polskiej pary prezydenckiej.
W rezultacie nie tylko Blackburn straciło okazję, lecz polski napastnik zdecydował się na ofertę niemieckiego potentata, Borussia Dortmund, gdzie szybko stał się kluczową postacią, zdobywając dwa mistrzostwa Niemiec, Puchar Niemiec i finał Ligi Mistrzów w 2013 roku.