Głupota nie zna granic. 23-letni Taj Pichit Boondaeng jest tego doskonałym przykładem. Kiedy samolot, w którym się znajdował przymierzał się do startu, a załoga sprawdzała, czy wszystkie bagaże spakowano zgodnie z procedurami, wtedy chłopak postanowił sobie zażartować. Stewardessa, która upychała jego plecak na półce, usłyszała, że musi być bardziej ostrożna, bo ładunek w środku plecaka zaraz eksploduje. Jak tłumaczył później na policji, był to tylko żart, którym chciał poderwać pracownicę linii Lion Airlines.
Przerażona kobieta zawiadomiła o wszystkim kapitana samolotu. Ten nie zamierzał weryfikować doniesień osobiście, tylko odwołał lot i wezwał policję - donosi portal mashable.com. Pasażerowie byli bardzo rozczarowani, jednak ich zawód jest niczym w porównaniu do tego, co czeka nieszczęsnego chłopaka.
Na chwilę obecną wiadomo, że Boondaeng trafił do aresztu na 6 miesięcy. W tym czasie sąd orzeknie, czy chłopak trafi do więzienia. Jeśli tak, to grozi mu aż 5 lat odsiadki! Żeby tego było mało, nie ominą go również poważne konsekwencje finansowe. Na razie do 6 miesięcy aresztu dostał ponad 2 tysiące dolarów grzywny. Jeśli sąd orzeknie winę i chłopak trafi do więzienia, wtedy przyjdzie mu zapłacić dodatkowo ponad 5,5 tysiąca dolarów. Do tego dochodzi jeszcze roszczenie ze strony przewoźnika, który za straty związane z odwołaniem lotu żąda ponad 27 tysięcy dolarów!
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.