Piotr Mieśnik
Piotr Mieśnik| 
aktualizacja 

Maciej Sulęcki kontra Gabriel Rosado. Polak: W ringu w Filadelfii będą pioruny!

34

Długo nie mógł znaleźć rywala, po prostu nie chcieli z nim się bić. - Bo boks to przede wszystkim biznes - nie owija w bawełnę Maciej Sulęcki. 15 marca zmierzy się w Filadelfii z Gabrielem Rosado. Miejsce i okoliczności przypominają jedną z części Rocky'ego. Polak też stracił trenera. - W ringu będą pioruny - zapowiada.

Maciej Sulęcki kontra Gabriel Rosado. Polak: W ringu w Filadelfii będą pioruny!
(East News, WOJCIECH KUBIK)

– Gratuluję, zepsułeś mi pomysł na wywiad...
– Dlaczego?

– Bo miał być o świetnym bokserze, z którym wszyscy boją się bić, a właśnie ogłoszono twoją kolejną walkę.
– Ha, ha. Wiesz, jeśli jest się dobrym zawodnikiem, ale jeszcze nie tak mocno rozpoznawalnym medialnie, to te walki bardzo ciężko przychodzą.

– Czyli to nadal może być wywiad o gościu, z którym inni boją się bić.
– To jest boks zawodowy, uważam, że nie ma sytuacji, że ktoś się tu kogoś boi. Raczej chodzi o to, że komuś nie opłaca się bić, że dostał za mało pieniędzy.

– Czyli: masz duże sportowo nazwisko, ale jeszcze nie tak duże medialnie, żeby tym najlepszym kalkulowało się z tobą bić, bo nie zarobią, a i ryzyko, że przegrają jest duże?
– Właśnie tak. Każdy mistrz, jeśli będzie mieć wybór między boksowaniem z takim Sulęckim za mniejsze pieniądze i większe kwoty ze średniakiem, ale ze znanym nazwiskiem – zawsze wybierze to drugie.

– Mało to ma wspólnego ze sportem, z ideą rywalizacji między najlepszymi.
– Boks to biznes. Przede wszystkim biznes. W piłce nożnej czy innych dyscyplinach masz jasne reguły: ligi, puchary, eliminacje. W boksie nie ma takiego cyklu. Możesz boksować o mistrzostwo świata, ale... nie musisz.

Boksujesz o laury, albo o pieniądze. Tylko czasem o jedno i drugie. Choć też nie ma w tym nic dziwnego: zdobywasz mistrzostwo świata i zaczynasz myśleć o pieniądzach. Ja mam ogromy głód sportowy, ale też myślę o tym, żeby zarabiać jak najwięcej. Mam nadzieję, że dojdę do momentu, w którym powiem sobie, że sportowo jestem spełniony i pomyślę tylko o pieniądzach. No, ale na razie tak nie jest.

– Z tego co mówisz, można też wywnioskować, że można być najlepszym pięściarzem na świecie, a nigdy nie zostać mistrzem świata.
– Boks jest takim sportem, że wcale ci najlepsi nie są najlepszymi. Jeśli masz mocnego promotora, to on jest w stanie z zawodnika, który nie jest wybitny, „zrobić” mistrza świata. A inny musi się dobijać, przeciskać, żeby taką walkę dostać. Zresztą tak jak ja.

– Jakiś przykład takiego napompowanego mistrza?
– Spójrz choćby na Anthonego Joshuę, z którego promotor Eddie Hearn zrobił boga w Anglii. Walkę z Tysonem Fury omijają, bo raczej by ją przegrał. Z Deontayem Wilderem też się obawiają wyjść do ringu.

– Może z pogromcą naszego Krzysztofa Głowackiego? Oleksandr Usyk ogłosił właśnie przejście do wagi ciężkiej.
– Usyk jest bardzo mocny. Pytanie jak w nowej wadze będzie sobie radził z tymi wielkimi turami. Walka trwa 12 rund. On może przez kilka skakać na nogach, ale w pewnym momencie zawsze taki kolos dopadnie go mocnym ciosem. Ciekawe, jak wtedy sobie poradzi.

– Wracając do pieniędzy. Mówi się o kryzysie w boksie. Odczuwasz to też w swojej kieszeni?
– To zależy gdzie. Jeśli chodzi o świat to w boksie są potężne pieniądze, gorzej jest oczywiście w Polsce. Poza tym nadal jest finansowa przepaść, na korzyść boksu, w konfrontacji z MMA. Jeśli miałbym powiedzieć o poziomie tych zarobków, to dla przeciętnego Polaka, który zarabia 3-4 tysiące złotych miesięcznie stawka za moją ostatnią walkę to byłyby super pieniądze.

– Możesz zdradzić, ile to było?
– Niestety nie, zapisy kontraktu mi nie pozwalają.

– To chociaż powiedz, czy sam dysponujesz tymi pieniędzmi, czy oddajesz je promotorowi, który wszystko za ciebie organizuje i wypłaca ci miesięczną pensję, bo słyszałem też o takim rozwiązaniu.
– Wydaję i planuję wszystko sam. Mam też sponsorów. Promotor opłaca mi przygotowania i sparingi. Poza tym inwestuję w siebie: w trenerów od przygotowania fizycznego, w odżywki. Muszę na to wyłożyć z własnej kieszeni, więc nie jest tak, że chodzę i wyciągam po coś ręce.

– Wspomniałeś o trenerach, więc muszę cię zapytać o smutny temat. Jesteś jedną z pięściarskich sierot po tragicznie zmarłym Andrzeju Gmitruku.
– Tak, to był mój główny trener od 2010 roku. Bardzo mocno się zżyliśmy, choć na różnych etapach różnie między nami było.

– Jakim był trenerem?
– Zawsze się śmiałem, że on miał swój świat. Nigdy nie miał jakiegoś szczególnego planu treningowego, wszystko robił spontanicznie. Czasami nas, zawodników, to deprymowało, ale potem byliśmy zaskoczeni, jakie to przynosi efekty. Zacząłem to doceniać później, dostrzegać, że ten jego spontan miał głębszy sens. Zdałem sobie sprawę, że ten gość miał tak ogromny talent i wiedzę o boksie w małym palcu.

– No ale kiedyś rozstaliście się i to na 2 lata...
– Wyjechałem do USA i tam trenowałem. Rozwinąłem się tam, ale zdałem sobie sprawę, że ta Ameryka tak naprawdę jest piękna tylko na pocztówkach, wcale nie ma efektu „wow”. No, i tego jak trenować, to mogliby się od nas uczyć. Tam jest fajnie boksować, walczyć, promować się.

– Po USA wróciłeś do Gmitruka. Teraz jedziesz trenować do... Dzierżoniowa.
– Tak, bo zrozumiałem, że odchodząc od niego popełniłem bardzo duży błąd. Niestety jego śmierć pokrzyżowała nasze plany. Mieliśmy wspólne marzenia o walkach o tytuł. A teraz jadę do Piotra Wilczewskiego, z którym znamy się kupę lat, wiemy na co nas stać i mamy podobne charaktery. A weryfikacja będzie w ringu. Dopiero po tym można powiedzieć, czy współpraca była świetna czy niekoniecznie.

– Nie popadniesz w depresję na tym Dolnym Śląsku? Słońce Florydy kontra nasza szarobura zima...
– Nie, potrzebuję spokoju. Jestem profesjonalistą. Nie zabieram tam nawet rodziny. W tym czasie cel jest jeden: walka i zwycięstwo.

– Skoro boks dyktuje tempo całemu twojemu życiu, to cofnijmy się w czasie. Jak to się stało, że założyłeś rękawice?
– Byłem łobuziakiem, zawsze lubiłem się bić, lubiłem konfrontację.

– I kto cię zaprowadził na salę?
– Mama to zrobiła po jednej z bójek w szkole, w której broniłem brata. Mieszkaliśmy wtedy na Okęciu, do Hali Mirowskiej tramwajem miałem godzinę. Rodzice myśleli, że po kilku miesiącach mi się znudzi. Jestem jednak zawziętym chamem i spodobało mi się tak, że już 20 lat w tym siedzę.

– Pamiętasz pierwszą salę treningową?
– Smród, brud, grzyb na ścianach. Gdyby ktoś to dziś zobaczył pomyślałby: tragedia. A ja to wtedy zobaczyłem i pomyślałem: to jest moje miejsce, w którym chcę być. Nie marudziłem, zresztą u mnie w domu też się nie przelewało, więc wcale mi to nie przeszkadzało.

– Dziś to już wygląda inaczej.
– Są świetne kluby, bo jest na to moda. Pewnie, jestem za tym, żeby ludzie dbali o siebie, ale stal hartuje się w ogniu – nie wszyscy będą fighterami. Część ludzi trenuje MMA, bo oglądali w telewizji walki w federacji KSW. A jak zapytasz, co trenują, to mówią, że KSW, choć przecież nie ma takiego sportu.

Ta moda może się skończyć jak komuś stanie się krzywda, bo sporty walki to poważna sprawa. W MMA robi się trochę takie „Muppet Show”, jest Fame MMA, gdzie się biją youtuberzy, są freak fighty w KSW, która poza tym robi świetne gale. Bardziej kibicuję sportowej drodze.

– Z tego co wiem, to nie tylko sport jest twoim wentylem bezpieczeństwa...
– Gdy jeszcze nie miałem córeczki, nie mogłem zrozumieć tych, którzy mówili, że po narodzinach wszystko się zmienia. I nagle jak zobaczyłem tego dzieciaka – nagłe olśnienie. Coś niesamowitego, w moment stałem się innym człowiekiem, zmieniły mi się priorytety. Teraz tylko myślę, żeby iść jak najszybciej do małej, a nie umawiać się z kolegami, czy iść na miasto. Nie myślę o pierdołach: tylko rodzina i sport.

– A po tym jak urodziła ci się córka nie zacząłeś się bardziej bać o swoje zdrowie w ringu?
– Nie. Jeśli zacznę się bać, jeżeli będę obawiał się podjąć ryzyko, postawić wszystko na jedną kartę, to skończę z boksowaniem. Wtedy nie miałoby to żadnego sensu. Teraz jest tak, że ten ogień cały czas się we mnie pali. Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale ponosi je wielu sportowców. A córka po prostu motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy.

Trwa ładowanie wpisu:instagram

– A czy jest szansa, że gdy już zdecydujesz się na bokserską emeryturę, to zobaczymy cię jeszcze w MMA?
– Gdybym miał iść do tego sportu, to po to, żeby coś osiągnąć. Na pewno nie jestem zainteresowany freak fightami, to nie dla mnie. Trzeba też podkreślić, że to jest bardzo ciężki sport, szanuję tych zawodników. Na początku nie rozumiałem tych walk w parterze, ale podpatrywałem chłopaków i zajarałem się tym. Chciałbym potrenować brazylijskie jiu jitsu, tak rekreacyjnie, dla siebie. Ale raczej w ten sposób na sportowej emeryturze nie będę dorabiać.

– Do emerytury jeszcze daleko, do marca całkiem blisko. Co wydarzy się w Filadelfii?
– Będzie gruba wojna z Gabrielem Rosado. Nasze style walki gwarantują pioruny w ringu. Lubimy się bić, nie będziemy kalkulować. Poza tym to będzie wielka gala, która pokaże, że mimo tego, że mówi się o kryzysie w boksie, o tym, że HBO go już nie pokazuje – wszystko jest na swoim miejscu.

Boks będzie pokazywany w DAZN, my tak jak i cały świat przechodzimy do internetu. Wszystko się zmienia. Niech znakiem czasów będzie to, że gdy teraz przychodzi do mnie sponsor to pyta, ilu mam followersów na Instagramie, jak mi idzie na Twitterze i Facebooku. Nikt nie pyta, czy jestem dobrym sportowcem. Internet jest teraz najważniejszy. Czy to dobrze? Nie mnie oceniać. Na pewno jest inaczej niż kiedyś.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Oceń jakość naszego artykułu:

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Zobacz także:
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem stronyKliknij tutaj, aby wyświetlić