Ataki na Polaków w Wielkiej Brytanii
Na ulicy w Londynie
Maluchy płaczące ze strachu przed deportacją, wyszydzane kelnerki w knajpach, zastraszane matki z dziećmi w autobusach czy pobici na ulicy. "Pierd.. się" wypisane farbą na polskim centrum kulturalnym w Londynie dopełnia tylko obrazu nienawiści, jaka zaczęła szerzyć się na angielskich ulicach po referendum. Te koszmarne skutki Brexitu zaczęto skwapliwie dokumentować w sieci przy pomocy hasztagu #postrefracism. Oglądanie zdjęć, lektura twitów czy wpisów na Facebooku przerażają.
Przypadkowi ludzie
Mieszkający w Londynie @b0redinbucks wracał właśnie do domu, gdy zobaczył dwóch nieprzytomnych mężczyzn na ulicy. W pierwszej chwili pomyślał, że są pijani. Niestety, obaj byli nieprzytomni, a ich twarze pokryte krwią.
Anglicy nas pobili
Po wezwaniu pomocy jeden z nich zdołał powiedzieć: "Anglicy, pobili nas Anglicy". Starszy mężczyzna ma uraz kręgosłupa i złamaną rękę. Jego syn - połamane kości twarzoczaszki. Zanim znalazł ich przypadkowy człowiek, leżeli tak na chodniku przez godzinę.
Taksówkarz
Podobną kartkę o "polskim robactwie" znajdywały w skrzynkach na listy polskie rodziny w Huntingdon.
Atak na POSK
Ktoś wysmarował farbą wejście do Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. To pierwszy taki przypadek od 50 lat.
W autobusie
"Starsza kobieta w autobusie linii 134 z radością oznajmia młodej Polce z dzieckiem, że mają wysiąść i pakować się do kraju. Koszmar".
W restauracji
"Para przy stoliku obok do polskiej kelnerki: co się tak cieszysz, zaraz jedziesz do domu. Potem zaczęli się śmiać. Obrzydliwe".
W Cambridgeshire
"Policja wszczęła śledztwo w sprawie nienawistnych listów zostawianych polskim mieszkańcom Cambridgeshire po referendum ws. Brexitu".
Strach robotników
"Polscy robotnicy udzielający wywiadu proszą o zasłanianie im twarzy z obawy przed reperkusjami".
W szkole
"Sąsiadka, wicedyrektorka szkoły, opowiedziała mi o Polskich dzieciach płaczących ze strachu przed deportacją".
W Manchesterze
Pani Agata rozmawiała po polsku z rodziną. Kobieta naprzeciwko upewniła się, że ma do czynienia z Polką i uprzedziła, że powinna się bać i szykować, że bez wizy nie wjedzie.
Na lotnisku Gatwick
Znajomy Liz Palmer interweniował słysząc, jak Anglik na lotnisku Gatwick domagał się od Polaka, by ten wyjechał z kraju.
W Tesco w Gloucester
"To jest Anglia, obcokrajowcy mają 48 godzin, by wyp..ć"
Na ulicy w Newcastle
"Dość imigracji, czas na repatriację".