Pękła ci opona? Zobacz, co powinieneś zrobić
To wyglądało groźnie
Przebicie opony w samochodzie może być traumatycznym przeżyciem. Przykładem może być wypadek prezydenta Andrzeja Dudy. Jego auto zjechało z drogi i zatrzymało się w przydrożnym rowie. Przy tej okazji warto przypomnieć, po czym poznamy ubytek powietrza w kole i jak sobie z tym radzić
Ciało obce w oponie
To, że któreś z kół ma za mało powietrza, rozpoznamy na kilka sposobów. Pierwszy i najprostszy, to po prostu oględziny przed wyruszeniem w drogę. Jeśli zauważymy, że coś jest nie tak, sprawdźmy czy w oponie nie ma na przykład gwoździa lub wkrętu. Gdy go zauważymy lub wyczujemy, nie próbujmy go wyciągać – obecnie opona jest jeszcze dość szczelna. Dopompujmy koło i podjedźmy do najbliższego wulkanizatora.
Elektronika na posterunku
W czasie jazdy wszystko zacznie się od poinformowania nas przez komputer pokładowy o spadku ciśnienia (jeśli posiadamy odpowiednie czujniki). Absolutnie nie należy wtedy panikować. Czasem zdarza się bowiem, że to po prostu fałszywy alarm. Zatrzymajmy się i skontrolujmy, czy rzeczywiście w którymś kole brakuje powietrza. Sprawdźmy to w pojeździe zaparkowanym na równej nawierzchni. Jeśli nie zauważymy nic szczególnego, możemy ruszyć w dalszą drogę, ale jedźmy ostrożniej i nasłuchujmy. Na najbliższej stacji paliw skorzystajmy z kompresora i skontrolujmy ciśnienie powietrza. Jeśli wszystko jest w porządku, po prostu zresetujmy system czujników.
W większości aut zauważymy co innego
Kolejnymi sygnałami (w wielu autach pierwszymi) są: wzmożone drżenie na kierownicy, ściąganie pojazdu na którąś stronę drogi oraz niepokojące dźwięki pochodzące z przebitego koła. Tutaj już raczej nie ma wątpliwości – mamy przebitą oponę. Nasze dalsze postępowanie zależy od jej rodzaju.
Opony „run flat”
W przypadku przebicia, w najbardziej komfortowej sytuacji są posiadacze opon typu „run flat”. To gumy, które można używać nawet po częściowym zejściu z nich powietrza. Ich konstrukcja umożliwia dalszą jazdę, ale przy zachowaniu wyjątkowej ostrożności. Po pierwsze – nie możemy przeholować z prędkością. Warto poznać maksymalną szybkość jazdy, jaką zaleca producent. Po drugie – dystans jazdy po przebiciu jest ograniczony. Z reguły wystarcza na dojechanie do pobliskiego warsztatu i naprawienie (często wymianę) opony. Niezachowanie tych zaleceń może być niebezpieczne dla podróżujących autem. Ponadto istnieje ryzyko, że guma będzie nadawać się już tylko do wymiany. Wady tego rozwiązania to wyższa cena opony, trudności z jej wymianą (nie każdy warsztat sobie z tym poradzi), a czasem problemy z dostępnością.
Zrezygnujmy z dalszej jazdy
Użytkownicy zwykłych opon nie są już w tak komfortowej sytuacji. Jeśli zauważymy pęknięcie, absolutnie nie możemy kontynuować jazdy. To zagraża bezpieczeństwu naszemu oraz innych uczestników drogi. Po zatrzymaniu mamy trzy opcje, w zależności od wyposażenia naszego auta. Pierwsza to po prostu pełnowymiarowe koło zapasowe. To najlepsze, co może nas spotkać. Koło po prostu wymieniamy i gotowe. Gorzej, jeśli mamy tylko koło dojazdowe. Z nim musimy jechać wolno (maksymalna prędkość powinna być na nim napisana) i ostrożnie. Opcja najgorsza to zestaw naprawczy. Za jego pomocą uszczelnimy jedynie drobne przebicia. Uszkodzony profil opony czy większe pęknięcie niosą za sobą konieczność wzywania pomocy drogowej. Jeśli jednak uda nam się zakleić te rozszczelnienia, pamiętajmy, że to rozwiązanie jedynie tymczasowe i jak najszybciej musimy udać się do wulkanizatora.
„Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie”
Czasami może się przydarzyć historia taka, jak w przypadku prezydenckiego BMW (uszkodzenie opony uznajemy na ten moment za pechowy zbieg okoliczności). Ta sytuacja powinna dać do myślenia wszystkim tym, którzy uważają, że jeżdżą szybko, ale bezpiecznie. Skoro oponę mogło rozerwać w tak zadbanym aucie, jak limuzyna prezydencka, to równie dobrze może się to zdarzyć w każdym innym pojeździe. Choćby z tego względu warto jest zachowywać zdrowy rozsądek i stosować się do ograniczeń prędkości. W chwili poważnego uszkodzenia opony zdani jesteśmy tylko na siebie i na swoje umiejętności, które nie oszukujmy się – często oceniamy na wyrost. Tymczasem w razie takiego incydentu dużą różnicę zrobi to, czy jedziemy 50, czy 80 km/h.